Spider-Man po raz trzeci pojawił
się w kinach. Trzeci reboot, trzeci aktor, ale tym razem Parker jest częścią MCU. Podobno do trzech
razy sztuka, jednak fani pytali się, ile można oglądać umierającego wujka Bena? Przy tym podejściu zostało nam to oszczędzone. Czy
taki Spider-Man ma sens? Jak wypadł Tom Holland w roli oryginalnego pajęczaka?
Spider-Man: Homecoming. Pierwsze
sceny ukazują nam powstanie Vulture’a, zwykłego człowieka, którego jedynym – a
przynajmniej tak mu się wydaje – wyjściem z finansowego dołka jest czarny rynek
broni z technologii Chitauri. Kolejne ujęcia to vlog Petera, który nagrywa
podróż do Berlina, słynną walkę na lotnisku z Wojny Domowej i powrót. Aż do przejścia w
samochodzie ze Starkiem. Tak zaczyna się nasza
przygoda z kolejnym już podejściem do przedstawienia Spider-Mana w ciągu 20
lat.
Homecoming jest niczym
powiew świeżości wśród ostatnio stworzonych filmów Marvela. Cała historia jest
schematyczna, nie wydaje się, że oglądamy inne podejście do motywu
nastolatka/super-bohatera. Pomimo tego, oglądając film po raz pierwszy w kinie,
nie czułam się jak na Doktorze Strange’u
– że już kiedyś to wszytko widziałam, że tylko efekty specjalne są bardziej
efektowne.
Sam Peter, który w filmie ma 15
lat, jest zagrany nadzwyczaj wiarygodnie. Holland ma około 20 lat, więc nie
jest już nastolatkiem. Ba, niektórzy nie pamiętają już w tym wieku jak to jest
mieć 15 lat. On wydaje się znać te czasy doskonale, ponieważ jego
przedstawienie tak młodego super-herosa jest niemal nieskazitelne. Peter
strzela fochy, obraża się, że jest traktowany jak dziecko, kiedy tak się nie
czuje. Porywa się na zadania, którym nie może podołać, nawet z kostiumem z
technologią Starka.
Sam Tony jest mentorem, a w
pewnym sensie i ojcowską figurą dla Petera. Oglądając zwiastuny bałam się, że Homecoming
może okazać się takim Iron Manem 3,5, ale odetchnęłam z ulgą, kiedy Tony nie pojawiał się
na ekranie zbyt często. Robił to tylko w najważniejszych momentach, kiedy widać
było, że młody Pajączek sam sobie nie poradzi. Daje o sobie znać nawet na kilka sekund, aby pochwalić go za kawał
dobrze wykonanej roboty podczas jednej z akcji. Tony miał przede wszystkim rolę
opiekuna po Wojnie Domowej i taką
rolę odegrał, nawet jeśli popełnił błąd na samym początku i zrekrutował do
walki gówniarza.
Mam jedno zastrzeżenie, co do
wykorzystanej w filmie muzyki. Czemu nie zostały zastosowane piosenki bardziej odpowiednie dla dzisiejszych
nastolatków? Nie narzekam na te obecne, bo zna je raczej większość ludzi, a i
mi się podobały. Drugi minus filmu, całkiem spory, to brak ciągłości czasowej. Avengers to rok 2011, a Homecoming…
osiem lat później, czyli 2019? Coś tu jest nie tak, jeśli chodzi o kolejność
wydarzeń, szczególnie, że po D23 potwierdzone zostało, że Peter będzie nosił
kostium Iron Spidera w Infinity War,
które przecież ma być umiejscowione jakoś wcześniej niż osiem lat później. Jak?
Wszystkie zgrzyty i tak bledną,
przy wielkim plusie za złoczyńcę, który w końcu NIE UMARŁ. Mało tego, został
uratowany przez Petera. You did a good job,
Sony/Marvel. Good job. Jeszcze bezbłędne aktorstwo Michael Keatona. To nie
mogło się nie udać. Czarny charakter, którego
celem jest dobrobyt i szczęście jego i jego rodziny, nie władza nad światem.
Kolejny powiew świeżości w MCU.
Spider-Man: Homecoming to
jest to, czego Marvel potrzebował, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Nie
jest to produkcja idealna, ale na pewno wnosząca coś nowego do Kinowego
Uniwersum. I oby Tom Holland nie zmieniał podejścia do odgrywanego przez niego
głównego bohatera, bo wychodzi mu to bardzo dobrze. To jest mój Spider-Man.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz