Możecie mnie nazwać ignorantką,
ale nazwisko Kirkmana nigdy nie wzbudzało we mnie zainteresowania. Wiem, kim
ten człowiek jest i o jego zasługach dla komiksu, wiem też, że to on odpowiada
za takie tasiemce jak The Walking Dead
czy Outcast: Opętanie (oba wydawane
przecież w Polsce). I tyle. Jego najnowsze dzieło, Oblivion Song,
zmotywowało mnie do zmiany nastawienia. Czemu?
Szkic: Lorenzo De Felici | Kolory: Annalisa Leoni |
Po pierwsze, Oblivion Song to
wciągająca opowieść łącząca motyw postapo z science-fiction. Dziesięć lat temu
w niewyjaśnionych okolicznościach centrum Filadelfii zostało przeniesione do
innego wymiaru, zabierając ze sobą życia 20 tys. ludzi. W jego miejsce pojawiło
się 30 mil kwadratowych terenu wyjętego żywcem z nieprzyjaznego, groźnego
świata, Oblivion. Ocalali walczą w
tym nowym świecie o przetrwanie. Ci w naszym świecie podróżują między dwoma
wymiarami, próbując uratować swoich i dojść prawdy, jak do wszystkiego doszło.
Kierownikiem wszystkich wypraw jest Nathan Cole.
Sama nigdy nie byłam specjalnie
zafascynowana motywem postapo, ale potrafię docenić dobrze rozpisaną historię z
takim motywem, co nie każdemu się udaje. Tutaj mamy pokazane dwie strony
medalu, jakim jest właśnie życie post-apokaliptyczne. Z jednej strony jest
zagrażający życiu świat, w którym trzeba codziennie walczyć o przetrwanie; albo
się przystosujesz do jego zasad, albo zginiesz. Z drugiej strony mamy nasz
świat – nienaruszony, przyjazny (co zależy tylko i wyłącznie od nas).
Szkic: Lorenzo De Felici | Kolory: Annalisa Leoni |
Po drugie: właśnie spojrzenie z
tej drugiej strony najbardziej mi się spodobało. Jak ludzie mogą żyć dalej po
takiej tragedii? Jak radzą sobie ze stratą bliskich? Okazuje się, że ludzie to
tylko ludzie. Powoli przechodzą nad tym do porządku dziennego. Pracują, płacą
rachunki, rodzą i wychowują dzieci. Stawiają pomniki ofiarom tragedii, w każdą
rocznicę je odwiedzają i zostawiają ślad. Tylko niektórzy wciąż myślą o tych,
którzy w Otchłani utknęli, chcąc ich uratować. Potwory z Oblivion to jednak nie
jedyne zagrożenie dla ocalałych.
Minusem komiksu jest
przewidywalność, ale w dzisiejszych czasach trudno jest zaskoczyć czytelnika.
Schematy, których używa Kirkman możemy rozpoznać już od pierwszych stron
komiksu, co niektórym może troszkę zepsuć lekturę. Nie zmienia to jednak faktu,
że scenariusz Kirkmana jest mocny pod każdym innym względem – worldbuilding,
postaci, odpowiednie tempo historii czy cliffhanger na końcu tomiku.
Szkic: Lorenzo De Felici | Kolory: Annalisa Leoni |
Po trzecie – strona wizualna. Za
oprawę graficzną Oblivion Song odpowiadają Lorenzo De Felici (rysunki) i
Annalisa Leoni (kolory). Duet bardzo dobrze obrany do klimatu scenariusza
Kirkmana; rysunki De Felici są dynamiczne, co widać przy scenach walk i
pościgów potworów. Świetnie również wyszły krajobrazy, zarówno Otchłani jak
i ziemskie. Leoni z kolei odwaliła kawał bardzo dobrej roboty kolorując jego
szkice. Otchłań od samego początku nie wzbudza w nas dobrych emocji właśnie
dzięki jej kolorom; palety ciemnych odcieni zieleni czy granatu, które
kontrastują z czerwieniami i mocnymi różami czy bielami potworów i grzybów
porastających zarówno okolicę jak i organizmy żywe. Przecudnie okropne.
Szkic: Lorenzo De Felici | Kolory: Annalisa Leoni |
Oblivion Song po pierwszym
tomie zapowiada się bardzo dobrze. Kirkman stworzył ciekawą opowieść, z
postaciami, w których widzimy potencjał do rozwoju dalej. Szkoda, że na tom
drugi trzeba nam będzie trochę poczekać (w Stanach obecnie zbliża się premiera
dopiero drugiego zeszytu L).
To zdecydowanie historia, którą będę śledzić; może nie z zapartym tchem, ale na
pewno z ciekawością. I Wy też powinniście.
Autor okładki: Lorenzo De Felici |
_______________________
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Non Stop Comics.