The Black Monday Murders
spod pióra Jonathana Hickmana to historia, której głównym mottem
jest zarabianie, władza i stwierdzenie, że właśnie pieniądz rządzi światem.
Przeciętnego Kowalskiego od zawsze kusiła wizja bogactwa, trzymania w garści
innych, choćby tylko dlatego, że na jego koncie znajduje się liczba z większą
ilością zer na końcu. Dostanie się do tak elitarnej grupy nie jest proste, a to
co czeka na końcu tej drogi nie zawsze jest świetlaną przyszłością, gdzie
siedzi się w wygodnym skórzanym fotelu i podpisuje papierki.
Jedną z głównych oś fabularnych,
która najprawdopodobniej zwiąże w całość wszystkie wątki jest śledztwo, do
którego zostaje przydzielony detektyw Theodore Dumas. Czarnoskóry
mężczyzna pojawia się na miejscu zbrodni, gdzie w rytualny sposób zamordowano
Daniela Rotschilda, członka potężnej organizacji Cain-Kankrin. Na skutek
niespodziewanego odejścia bohatera, do Nowego Jorku powraca jego siostra Grigoria
wraz z tajemniczą towarzyszką Abby.
Wykonanie: Tomm Coker |
Droga ku prawdzie i odkryciu co
stało się z Danielem to nie lada wyzwanie dla detektywa. Pomocnym jest mu
profesor Gaddis, który swoje już przeżył i niejedno widział. Dorzucić można do
tego korzystanie z tych mniej konwencjonalnych sposobów... I tak, mam na myśli
magię. Dlaczego po akurat ten rodzaj działań się pojawia? Ano dlatego, że
największym złem jest Mammon – swego rodzaju bóg wraz ze świtą pełną
demonów i diabłów. Owy bóg jest przyczyną krachów na giełdach, chociaż czy aby
na pewno...?
Nieukrywaną zaletą całości jest
pomieszanie świata biznesu, wydawałoby się mocno stąpającego po ziemi z
mistycyzmem, wręcz okultyzmem i czarną magią, tak bardzo daleką od baśniowych
wróżek. Scenariusz, za który odpowiedzialny jest Hickman wydaje się być dobrze przez niego
kontrolowany. Przedstawiona żądza krwi, konieczność poświęcania ofiar,
obnażanie przy tym ludzkiej chciwości, pragnienia zemsty, egoizmu i zuchwałości
napawa wręcz lękiem.
Wykonanie: Tomm Coker |
Świetnym przerywnikiem są retrospekcje. Raz, że
odkrywają przed czytelnikiem kolejne karty i zdradzają przyczyny aktualnych
wydarzeń, a dwa, są wstawiane w odpowiednim miejscu. Opowieści sprzed lat
pozwalają zrozumieć zachowanie bohaterów, poznać ich motywację i pokazać, że są
jeszcze mroczniejsi niż mogło się zdawać na pierwszy rzut oka. Druga świetna
rzecz, która jest przerywnikiem także od kolorowych kadrów to zapiski rozmów,
karty z dziennika lub maile postaci. Co ciekawe, acz grające odbiorcy na nosie,
jest markowanie ma czarno wyrazów, zdań, czasem nawet całych akapitów tekstu,
które z pewnością były kluczowe. Drażni to okropnie, powodując jednocześnie
uśmiech, bo to nic innego jak spryt twórców, zachęcający do bycia częścią akcji
komiksu.
Dopełnieniem jest oprawa wizualna. Zaczynając od
okładek, które w zasadzie nie zdradzają zbyt wiele, ale za to wewnątrz... Oj,
tam to się dopiero dzieje. Dosłownie wszystko – kolory, cieniowanie, kadry,
kreska, które są dziełem Tomma Cokera oraz Michaela
Garlanda zamyka całość w klimacie noir i to w najlepszym tego słowa
znaczeniu. Stonowane, ciemne barwy, detale, niesamowicie przedstawione twarze
postaci i ich mimika, która - zazwyczaj – nie jest obliczem demonów z samego
dna piekła to kolejne plusy serii. Owszem, w pewien sposób są niepokojące, ale
to jest ten niepowtarzalny klimat komiksu.
Wykonanie: Tomm Coker |
Są w sumie tylko dwie rzeczy, które nie do końca
mi się w tym wszystkim podobają. Pierwszą z nich jest moja nieznajomość tematu.
Czy jeśli nie do końca ogarniasz finanse będziesz mieć trudności w czytaniu?
Może tak być, nie będę oszukiwać. Twórcy i na to znaleźli rozwiązanie, bo
pomiędzy poszczególnymi wątkami pojawiają się wyjaśnienia dotyczące bohaterów,
organizacji czy szkół, ale po sobie wiem, że po zapoznaniu się z nimi pewnie
większość wyleci mi z głowy. Zmusza to do ponownego kartkowania komiksu lub
gromadzenia pewnych informacji gdzieś na boku, by w razie czego mieć je pod
ręką.
Druga sprawa, ze względu na magię pojawia się
całkiem nowy i obcy język oraz oznaczenia, które choć robią wrażenie, zmuszają
jednak do ich zapamiętywania. Układ i wygląd znaków są ważne, a to kolejna
rzecz, która nie od razu zapada w pamięć. Z jednej strony detal, który
zachwyca, z drugiej lekko kłująca szpilka w boku, jeśli nie zostanie po
przeczytaniu od razu w głowie.
Wykonanie: Tomm Coker |
Non Stop Comics wzięło się za The Black Monday Murders krótko po
premierze oryginału. Można czuć się rozpieszczonym, zwłaszcza że nasze rodzime
wydanie nie jest w niczym gorsze od tego z zachodu. Wkład wydawnictwa należy
nagrodzić brawami. The Black Monday Murders jest nadal tworzone, czekanie na
kolejne części będzie wnerwiające, ale z tym nie można nic zrobić. Faktem jest,
że ten tytuł poza czymś nowym na rynku oferuje cudownie wykreowany świat i
klimat rodem ze starych filmów noir, ale z nowoczesną nutą.
Autor okładek: Tomm Coker |
Autorka recenzji: Chemical House