Koncerty są magiczne. Podczas takich
imprez można wyładować napięcie, którego czasami nie sposób się pozbyć inaczej.
Po każdym koncercie, na którym byłam, wracałam z mniejszym ciężarem na duszy.
Dla mnie to najlepsze ćwiczenia, nawet agresywne podrygiwanie w miejscu (które
ostatnimi czasy zdarza mi się częściej niż skakanie. To już nie te lata…).
Czemu o tym piszę? Bo 29 października byłam na kolejnym w mojej dosyć krótkiej
karierze koncertowania i zdobył on w moim rankingu eventów miejsce na podium.
Placebo to zespół dosyć specyficzny. Autor artykułu na Wikipedii
przypisał ich do alternatywnego rocka. Dla mnie na pewno nie ma i długo nie
będzie drugiego takiego zespołu. Pomimo upływu lat każda z piosenek dalej ma
odzwierciedlenie nie tylko w moim życiu, ale w świecie i w tym, co się dzieje
teraz. Brian Molko i Stefan Olsdal wraz z resztą ekipy
zawitali do naszego kraju w ostatnią sobotę października. Koncert odbył się z
okazji obchodzonego w tym roku 20-lecia
zespołu. Dwie dekady, w czasie których zespół dał nam osiem albumów, które na
pewno przemawiały do każdego fana zespołu w różnych momentach ich życia. Ale to
nie o tym ma być poniższy tekst.
Był to mój pierwszy koncert
Placebo, więc nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Nie był to z kolei
pierwszy koncert na trasie, więc setlisty z poprzednich można było spokojnie
znaleźć w Internecie. Okazało się, że na każdym występie grane są te same
piosenki w niezmienionej kolejności. Czy mnie to troszkę zniechęciło? Tak,
ponieważ zespół w takich przypadkach może grać kawałki po kolei, nie zwracając większej
uwagi na publiczność i tego właśnie najbardziej się bałam. Och, jak się cieszę,
że byłam w błędzie.
Zdjęcie wykonał: Michał Młynarczyk |
Jako pierwsi na scenie pojawili
się The Mirror Trap, sześcioosobowy
zespół pochodzący ze Szkocji. Już po pierwszej piosence wiedziałam, że grają
dobrze, ale jednak to nie moje klimaty. Może jakbym ich usłyszała te
trzy-cztery lata temu… Nie znaczy to jednak, że źle się bawiłam wraz z moją
przyjaciółką, o nie. Nawet jeśli nie podobała nam się do końca ich muzyka, na
pewno miałyśmy niezłą zabawę oglądając lekko podchmielonego wokalistę.
Po suporcie przyszedł czas na
gwiazdę wieczoru. I tu należą się gratulacje organizatorom, czy raczej ekipie
pracującej na backstage’u. Dzięki nim nie było żadnego opóźnienia, co bardzo
rzadko się zdarza, przynajmniej wnioskując z mojego doświadczenia. Placebo
rozpoczęli koncert kawałkiem Pure Morning, które później przeszło
w Loud
Like Love – numer dosyć energiczny. Wiadomo jednak, że Brytyjczycy
najbardziej znani są z utworów melancholijnych, więc wkrótce zrobiło się
spokojnie. Nie przeszkodziło to jednak w zabawie, co to to nie. Ludzie bawili
się wprost wyśmienicie, nie licząc kilku wyjątków.
Zdjęcie wykonał: Michał Młynarczyk |
Co zaskoczyło mnie i moją
przyjaciółkę, oczywiście pozytywnie, to Brian. Na poprzednich koncertach z
trasy nie był on do końca gadatliwy, co najwyżej przywitał się z publiką,
powiedział może kilka słów w trakcie i na końcu podziękował. Pan Olsdal podobnie.
U nas jednak obaj panowie czuli się dosyć swobodnie, bo już po drugiej piosence
rozpoczęła się interakcja z publiką. Wprawdzie chodziło o nieużywanie telefonów
i innych urządzeń (Brian zwrócił uwagę dziewczynie z kamerką Go Pro, aby ją schowała i po prostu
bawiła się razem z innymi), ale później było jeszcze lepiej.
Miałam łzy w oczach, kiedy
podczas wykonania Without You I’m Nothing na telebimach pojawiły się nagrania ze
studia z Davidem Bowie (wykonywali
ten utwór wraz z nim w przeszłości), który odszedł w styczniu. To właśnie on
pomógł im się wybić na rynku, i widać było, że łączyła go z zespołem mocna więź
– Brian również wydawał się uronić kilka łez, a na sam koniec podziękował
ikonie glam rocka, spoglądając przy tym wymownie w górę. Mniej więcej w połowie
głównego setu, Molko przypomniał sobie o zaproszeniu nas na ich imprezę
urodzinową, co zaowocowało zaśpiewaniem przez publikę Sto Lat. Widać jednak
było, że nie wiedzieli cośmy śpiewali, więc zaraz po tym można było usłyszeć
angielską wersję życzeń, co wywołało śmiech u całego zespołu. Salwą śmiechu
przywitaliśmy również odpowiedź lidera grupy, który przyznał, że przez chwilę
nie wiedział, kogo to urodziny. Dopiero gitarzysta oświecił go, że chodzi o
nich.
Zdjęcie wykonał: Michał Młynarczyk |
Moje serce podbili jednak pierwszym
bisem, który rozpoczął się kompletnie innym wykonaniem Teenage Angst niż to
znane nam z albumu. Potem przyszedł czas na mój ukochany kawałek, Nancy
Boy, a później Infra Red, przy których niemal
przestałam czuć własne nogi. Ostatnim utworem, wykonanym na drugim bisie było Running
Up that Hill, cover piosenki oryginalnie wykonanej przez Kate Bush. Koncert zakończył się
powoli, co przywitałam wzruszeniem, ponieważ rzadko można wziąć udział w takim
wydarzeniu – Brian wraz ze Stefanem zeszli na sam koniec ze sceny i przybijali
z publiką przy barierkach piątki.
Na koncert zaplanowane zostały
dodatkowo dwie akcje – bańki mydlane na Too Many Friends oraz kartki z
napisem Thanks for #20Years na koniec
głównego setu. I tu zawiodła z kolei organizacja fanów – za planowanie akcji
wzięto się na tydzień przed koncertem, przez co tylko mały procent publiki o
nich wiedział. Kartki wyszły zdecydowanie lepiej niż bańki, ponieważ niektórzy
wydrukowali ich więcej i rozdawali wszystkim wokół. Jeśli chodzi o drugą akcję…
mało kto wziął udział, jednak efekt był całkiem niezły. Wraz z przyjaciółką
doszłyśmy jednak do wniosku, że bardziej by one pasowały do kompletnie innej
piosenki.
Zdjęcie wykonał: Michał Młynarczyk |
W swojej sześcioletniej karierze
byłam na koncertach w dużych obiektach, festiwalach na otwartej przestrzeni i w
małych klubach, gdzie mieściło się 200-300 osób. Każde z tych wydarzeń było
inne, wiadomo, jednak nie wszystkie zapadły mi w pamięć. W przypadku koncertu Placebo wiem jednak, że przez długi czas
nie zapomnę atmosfery i całego zespołu, bo rzadko się zdarza, żeby było czuć aż
takie zaangażowanie. Już nie mogę się doczekać następnej okazji, aby usłyszeć
Molko i resztę ekipy na żywo. Tym występem zagwarantowali sobie przynajmniej
jeden bilet ode mnie na każdy kolejny występ w naszym kraju, a jeśli Bozia da,
to nawet i za granicą.
Setlista z 29.10.2016 w Warszawie
Pure MorningLoud Like LoveJesus' SonSoulmatesSpecial NeedsLazarusToo Many FriendsTwenty YearsI KnowDevil in the DetailsSpace MonkeyExit WoundsProtect Me from What I WantWithout You I'm Nothing36 DegreesLady of the FlowersFor What It's WorthSlave to the WageSpecial KSong to Say GoodbyeThe Bitter EndPierwszy bis:Teenage AngstNancy BoyInfra-redDrugi bis:Running Up That Hill (A Deal with God) (Kate Bush cover)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz