Wszystko
kiedyś musi się skończyć. Deadpool: Back in Black nie jest
wyjątkiem. Wraz z piątym numerem nadszedł kres tej
serii. Dostaliśmy napakowane akcją dwa ostatnie numery i tu aż pcha się na usta
(palce) pytanie: czy jest ono co najmniej zadowalające? To właśnie sprawdziłam.
Wykonanie: Salvador Espin & Ruth Redmond |
Na finiszu zeszytu z numerem trzy widzimy, jak naszego bohatera
na celownik bierze kolejny wróg Spider-Mana
– Kraven The Hunter. W czwórce jesteśmy już świadkami walki pomiędzy
Deadpoolem a Myśliwym, którego celem
jest... no, upolowanie Pajęczaka. Wilson próbuje mu wytłumaczyć, że ten złapał
nie tego kolesia, jednak kiedy wspomina Parkera i mówi o nim w superlatywach, symbiot wpada w szał. Przejmuje nad
swoim nosicielem kontrolę, nawet ze sobą rozmawiają. To wszystko w połączeniu z zatrutymi strzałkami Kravena sprawia, że Wade traktuje to jako
zwykły sen.
W
tym samym czasie, w innej części miasta, Killer
Thrill łapie Spider-Mana z jedną intencją – torturowania go, aby ściągnąć
do siebie Venoma. Można się
domyślić, iż podstęp się udaje, symbiot (wraz z Wilsonem, oczywiście) pojawia
się, ale żeby zniszczyć tego, który go odrzucił i pozostawił na pastwę losu.
Zdradzę Wam tylko, że w komiksie pojawia się jeszcze jeden z nosicieli Venoma,
którego zna chyba większość fanów tego obcego.
Wykonanie: Salvador Espin & Ruth Redmond |
Cullen Bunn ponownie pokazał, jak
dobrze rozumie postać Wade'a Wilsona. Do tego potrafi napisać całkiem ciekawy
scenariusz i rozłożyć go na pięć lekkich, przyjemnie czytających się zeszytów.
Akcja, jak przystało na komiksy z lat 80-tych, najbardziej wartka jest na
środkowych stronach. Do tego zgrabnie wplecione krótkie przygody w każdym
numerze, które nie miały wiele wspólnego z
głównym wątkiem (a przynajmniej kilka z nich) i mamy bardzo ciekawie wykonany i
napisany mały hołd komiksom sprzed ponad trzech dekad.
Nie
będę się rozpisywać zbytnio o oprawie graficznej; to zrobiłam w dwóch
poprzednich recenzjach. Muszę jednak dodać, że Venom w kreskówkowym stylu Salvadora
Espina w połączeniu z kolorami Ruth
Redmond dają dosyć nietuzinkową, zabawną i straszliwą jednocześnie, wersję
symbiota. Podobał mi się również sposób, w jaki został on pokazany – zranionego
obcego, który nie do końca jeszcze wie, jak poradzić sobie z nowymi dla niego
uczuciami.
Wykonanie: Salvador Espin & Ruth Redmond |
Minusem
komiksu może być miejscami zbyt duża ilość dialogów. Pewnie pomyślcie, że to
bez sensu, bo przecież Deadpoolowi nigdy nie zamyka się jadaczka. Czasami
jednak miałam wrażenie, że były one lekko przedobrzone. Bez kilku zdań mniej,
cała historia nie straciła by sensu, a Wilson dalej pozostał by Najemnikiem z
Niewyparzoną Gębą, tak czy siak.
Muszę
również poświęcić kilka słów zakończeniu, którego postaram się Wam nie
zdradzać. Jest to jeden z wielu plusów tej historii. To, w jaki sposób Bunn
postanowił zamknąć całą serię nie pozostawia
miejsca na wyobraźnię, nie pozostawia miejsca na przemyślenia. Jest
to jednak jeden z tych przypadków, gdzie to jest kompletnie niepotrzebne.
Wykonanie: Salvador Espin & Ruth Redmond |
Back in Black jest tylko dodatkiem do i
tak już sporej historii postaci, jaką jest Venom, i doskonale się w tym sprawdza.
Do tego otrzymujemy to, czego można się było spodziewać – dużo żartów, sporo
absurdu i całkiem niemałą ilość krwi rozbryzgiwanej na kartach serii. Pozostaje
nam tylko pomyśleć nad jednym, teraz kiedy znamy już cały origin symbiota na ziemi:
czego dokładnie nauczył się i co przejął od Deadpoola?
Okładki #4-5: Salvador Espin & Guru-eFX |
Strasznie mnie urzekły 2 ostatnie okładki. Hołd Ostatnim Łowom Kravena + ta czcionka. Jak z filmu science-fiction lat 80'.
OdpowiedzUsuń