3 sty 2017

Godzina amatorów? Nie, to Czarna Wdowa w "Black Widow" #5-8 (2016)

Natasha Romanoff nie należy do grona ludzi, którzy mieli łatwe życie. Dzieciństwo w Czerwonym Pokoju, pierwsze zabójstwo w bardzo młodym wieku, wieczny trening na najlepszego szpiega/zabójcę na zlecenie nie jest doskonałym sposobem na życie. Natasha jednak znalazła lepszą drogę, starała się wymazać grzechy przeszłości. Niestety ta nie daje o sobie zapomnieć na długo.

Wykonanie: Chris Samnee & Matthew Wilson

Co się działo w czterech pierwszych numerach? W dużym skrócie: The Weeping Lion złapał naszą heroinę i zagroził ujawnieniem jej największych sekretów/grzechów, jeśli ta nie wykona dla niego kilku zadań. Przez to SHIELD trzyma ją na celowniku. Przy okazji Natasha odkrywa, że osoba odpowiedzialna za Czerwony PokójThe Headmistress – tym razem stworzyła Mroczny Pokój, gdzie szkoli kolejne pokolenie młodych zabójczyń.

Następne cztery zeszyty pokazują nam, jak Natasha próbuje poradzić sobie z ogonem agentów SHIELD, pod wodzą Agenta Eldera i wysłanników Liona zarazem. Powinna przekazać zdobyte dokumenty odpowiedniemu człowiekowi, ale… nie wszystko idzie zgodnie z planem i teczki zostają zniszczone. W rezultacie jej szantażysta publikuje informacje, którymi jej groził. Nat przy pomocy (nieprzytomnego) Tony’ego Starka odnajduje swojego oprawcę, wtedy następuje kompletna zmiana pozycji tych dwojga – to ona od tego momentu dyktuje warunki. Co się dzieje dalej? Coś, co na pewno nie pozwoli nam się nudzić. Zdradzę, że akcja ostatniego numeru rozgrywa się w Białym Domu.

Wykonanie: Chris Samnee & Matthew Wilson

Cała historia jest poprowadzona bardzo płynnie i w odpowiednim tempie. Zawdzięczamy to duetowi Chris Samnee/Mark Waid. Panowie poradzili sobie z tą opowieścią, całkiem zgrabnie; bardzo podobały mi się wspomnienia głównej bohaterki wciśnięte w odpowiednie momenty całej akcji. To dzięki nim – jak to zawsze bywa z retrospekcjami – jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć postępowanie Natashy i jej determinację, której jej na pewno nie brakuje.

Postać The Weeping Liona również należy do jednej z lepszych w całej serii, oprócz samej Headmistress, ale ją widzimy głównie we wspomnianych już reminiscencjach. Jak się okazuje w numerze szóstym, Lion nie jest postacią, za którą się podawał. Poznajemy również jego motywację; okazuje się bowiem, że pierwszym zleconym zabójstwem Czarnej Wdowy był… jego wujek. Sama Headmistress jest postacią tajemniczą, nie wiemy o niej zbyt dużo (przynajmniej nie z tego komiksu), ale na pewno orientujemy się, co do jednej rzeczy – jest to kobieta zimna, a wręcz bez serca, nawet w stosunku do własnej córki. Dla niej liczą się tylko zdolności, które mogą przynieść jakieś korzyści.

Wykonanie: Chris Samnee & Matthew Wilson

Za stronę wizualną wszystkich numerów odpowiada Chris Samnee, tym razem w duecie z Matthew Wilsonem. Co mi się najbardziej podobało to kolory nałożone na wspomnienia. Kiedy były one związane z Czerwonym Pokojem, ich zabarwienie było właśnie czerwone. Kiedy były one związane z innymi miejscami stosowana była sepia. Panele przedstawiające teraźniejszość były zdecydowanie ciemne, i nie chodzi mi tutaj o tonacje kolorystyczne, choć te nie należą do najjaśniejszych. Samnee zastosował w tej serii sporo cieniowania; dostajemy więc cienie, które są po prostu czarną plamą.

Okładki również są dziełem tego duetu. Nie należą one do przyjaznych kolorystycznie, ale za to styl, w jakim są wykonane przywodzi mi na myśl filmy o Bondzie. Nie ma co bać się tego porównania, bo moim skromnym zdaniem, Natasha jest o wiele doskonalszym i lepiej wyszkolonym szpiegiem niż sławny Brytyjczyk.

Wykonanie: Chris Samnee & Matthew Wilson

Czy warto kontynuować solową serię Black Widow? Jak najbardziej. Dosyć wartka i płynna akcja, świetnie wykonane panele i ich zawartości, całkiem ciekawi przeciwnicy… Nie jest też tajemnicą, że w dziewiątym numerze pojawi się bardzo dobrze wszystkim znany Zimowy Żołnierz, co jest dla mnie jeszcze jednym argumentem, żeby dalej czytać. Wy też powinniście, bo jest zaiste wyśmienicie.


Okładki #5-8: Chris Samnee & Matthew Wilson

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz