Rok 2016 to czas pełen
skrajności. Dostaliśmy bowiem naprawdę sporo dobrych produkcji, które na pewno
zapiszą się w historii popkultury. Ostatnie dwanaście miesięcy pełne było
smutku oraz żalu po śmierci tych, którzy byli w naszych życiach praktycznie od
zawsze. Każdy będzie odbierał ten rok na swój sposób, dla mnie jest on jednak
neutralny. Pełen radości i przygnębienia jednocześnie, ale jest tego jakby… więcej.
Na podsumowanie tak dziwnego okresu,
przygotowałam dla Was, drodzy czytelnicy, dwie króciutkie listy: Oh Yes,
Please oraz How Could You. Zapraszam!
OH YES, PLEASE
1. Łotr
Jeden. Gwiezdne Wojny: Historie
Nikogo chyba nie
zdziwi, że ze wszystkich filmów, które pojawiły się w tym roku, mój wybór padł
właśnie na ten. Przyznam się, że nie byłam przychylnie do niego nastawiona,
nawet po recenzjach, które w większości były pozytywne. Byłam pełna obaw, bo
historia mogła zostać źle przedstawiona. Okazało się jednak, że niepotrzebnie
się martwiłam, chociaż seans nie wywołał u mnie łez. Zdecydowanie więcej za to
się uśmiechałam, głównie dzięki K2S0,
i to za tego droida chciałabym podziękować najbardziej, bo dostaliśmy wersję R2D2, którego w końcu możemy zrozumieć.
2. Stranger
Things
Serial, który
podbił moje serce... Dopiero od drugiego odcinka. Powrót do lat 80-tych, do
klasyki, to jest to, czego chyba dzisiejszy świat seriali potrzebował, a co Netflix i bracia Duffer z przyjemnością nam dostarczyli. Opowiadana historia opiera
się na eksperymentach na dzieciach; jednak nie mamy tu do czynienia z zombie, a
z innym wymiarem. Na razie pojedynczym, The
Upside-Down. W centrum całej akcji mamy czwórkę przyjaciół, z których jeden
zostaje porwany. Wkrótce później w mieście pojawia się dziewczynka, na pierwszy
rzut oka niema. Potem do akcji wkracza zdeterminowana matka i dociekliwy
szeryf, naukowcy w pogoni za swoim eksperymentem oraz Demogorgon (tak bestię nazwali główni bohaterowie).
3. Internetowy
komiks Check, Please!
Wydawany w
krótkich odcinkach na tumblrze, autorstwa Ngozi
Ukazu, opowiada o Ericu Bittle.
Zamiast podążać ścieżką kariery łyżwiarza figurowego, w college’u decyduje się
dołączyć do drużyny hokejowej. Trzeba wspomnieć, że Bitty jest fanem Beyonce i
gotowania, a w szczególności pieczenia ciast i ciasteczek. Prowadzi swój własny
wideo-blog, na którym opowiada o swoim życiu. Aha, no i jest też gejem.
4. Przez
Stany POPświadomości
Z książek, które
wpadły w moje ręce w ostatnich dwunastu miesiącach wybrałam właśnie tę, której
współautorem jest mój ukochany Kuba
Ćwiek. Jest ona pewnego rodzaju sprawozdaniem z podróży pana Jakuba i
jeszcze siódemki innych osób po Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Pełna
zabawnych anegdot oraz opisów miejsc, które tak dobrze znamy, chociaż ani razu
tam nie byliśmy. Dzięki niej możemy wraz z uczestnikami przemierzać East Coast nawet nie wychodząc z domu.
5. The
Grand Tour
Oczekiwany wielki
powrót świętej trójcy programów motoryzacyjnych. I to jaki! Z większą swobodą
dla prowadzących, co zaowocowało jeszcze większą ilością absurdów i śmiechu. Clarkson,
Hammond i May powrócili jak zawsze z klasą i kolejną porcją ichniego,
brytyjskiego humoru. Aż wstyd jest przegapić takie widowisko! Tym, co może Was
zaskoczyć jest ilość osób, która ogląda show. The Grand Tour jest obecnie najczęściej nielegalnie pobieranym
widowiskiem z sieci. Tak, przegonili w tym nawet Grę o Tron.
HOW COULD YOU
1. Śmierć
Dla mnie właśnie
ten aspekt mijającego roku jest najgorszy. Już od pierwszych dni stycznia
towarzyszyły nam wieści o odejściu kolejnej z ikon popkultury. David Bowie, Alan Rickman, Leonard Cohen,
Andrzej Wajda, Prince, Gene Wilder, a w
ostatnich dniach George Michael i
najwspanialsza na świecie Carrie Fisher.
Jest to tylko kilka osób z tych, które pożegnaliśmy w ciągu ostatnich dwunastu
miesięcy. Nie chcę krakać, ale może to być dopiero początek, bo wiadomo, że
żadne z nas nie jest nieśmiertelne.
2. Captain
America: Steve Rogers
W związku z tą
serią związany był chyba jeden z większych skandali w świecie komiksów tego
roku. Dlaczego? Bo Steve Rogers
okazał się Hydrą. Scenarzysta, Nick Spencer niestety nie należy do
ludzi, którzy myślą nad tym co piszą w social
media. Po premierze pierwszego numeru i otrzymaniu od fanów wiadomości, jak
bardzo złym pomysłem było robienie z Kapitana członka grupy nazistowskiej,
naśmiewał się on ze wszystkiego i wszystkich. Do tego zarzekał się, że w grę
nie wchodzi żadna umysłowa ingerencja, inny Steve z innego wymiaru, czy coś
jeszcze innego. Jednak już w drugim zeszycie okazało się, że kłamał.
Teraz po siódmym
numerze stwierdzam, iż historia nie jest zła, jednak mogłaby się ona spokojnie
obejść bez takiego ruchu, jakim jest robienie z Rogersa nazisty. To tylko moje
zdanie i dla mnie wielki kit tego roku.
3. Finał 11-ego sezonu Nie z tego Świata
Nie z tego Świata to jeden z moich
ulubionych seriali. Jestem wierną fanką nieprzerwanie od około dziesięciu lat.
Nie oznacza to jednak, że nie było momentów rozczarowania bądź niezadowolenia
podczas seansów. Tak było podczas finału jedenastego sezonu, kiedy to miało
dojść do starcia Boga z jego
siostrą, Ciemnością (tak, siostrą).
Wielki i huczny pojedynek jednak nie miał ostatecznie miejsca ponieważ…
rodzeństwo się pogodziło. Dzięki komu? Oczywiście, że Deanowi Winchesterowi. Tylko szkoda, że ten wcześniej zrobił z
siebie atomówkę na istoty boskie…
4. Smoleńsk
Mi naprawdę nie
przeszkadzają filmy o katastrofach, które rzeczywiście miały miejsce. Pewnie,
zbytnio za nimi nie przepadam, bo w większości przypadków (przeważnie, kiedy
robią to Amerykanie) nie chodzi w nich o pokazanie prawdy, a o widowisko. W
innych przypadkach chodzi jednak o propagandę i taki otrzymaliśmy właśnie w tym
roku od naszego rodzimego kina. Smoleńsk
jest historią, która ma w sobie więcej fikcji i teorii spiskowych niż ostatnie
przypuszczenia odnośnie katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku ministra
Macierewicza. Nie chce mi się wierzyć, że ten film powstał, tak samo jak nie
chce mi się wierzyć, że najprawdopodobniej będzie on w kolejnych latach
pokazywany na lekcjach historii.
5. Pan Sapkowski kontra nieinteligentni gracze
Podczas
tegorocznego Polconu fani mieli okazję posłuchać Andrzeja Sapkowskiego.
Ostatnimi czasy nie trafia się często taka okazja, więc tym bardziej była ona wyczekiwana.
Jak się okazało, autor powieści o przygodach Geralta z Rivii stracił wyczucie. Wszystko zaczęło się, kiedy
został spytany o gry spod skrzydeł CD Projekt Red.
„Gra narobiła mi mnóstwo smrodu i gówna… Przez to, że zaczęli mi zagraniczni wydawcy używać grafiki z gry na okładkach. No i ludzie odrzucali książkę, mówiąc, że to nie jest nowe, że to jest game-related. W sensie książka napisana do gry, czego – w fantasy zwłaszcza – mamy mnóstwo. Musiałem toczyć tęgą wojnę, żeby udowadniać, kto był pierwszy.”
Zaiste, trudne to
czasy, kiedy pomysłodawca serii ma problemy, bo ktoś uznał stworzony przez
niego świat za tak dobry, że można go pokazać w inny sposób. Takie działanie
przynosi tylko i wyłącznie korzyść autorowi, a wybrzydzanie takie jak powyżej
i, nie oszukujmy się, znajdowanie dziury w całym… Komuś się chyba nudzi na
stare lata.
Patrząc wstecz na cały rok, zarówno
z perspektywy życia prywatnego jak i globalnego, trudno mi jest dokładnie
określić, czy jestem zadowolona czy nie. Prywatnie, jak najbardziej, bo
spotkało mnie wiele dobrego. Szerzej? Przeważają jednak te złe wieści i
wydarzenia, co wprawia mnie w nie lada przygnębienie. Pozostaje mi tylko mieć
nadzieję oraz postarać się, aby w 2017 stało się więcej pozytywnych rzeczy. I
nie tylko ja powinnam się za to wziąć.
Bo jak nie my, to kto się upewni,
że nie będzie gorzej? Do roboty!
P.S. Do How Could You dopisać powinnam jeszcze moją dobrą przyjaciółkę,
która sprawdza mi teksty i dzięki której musiałam wywalić cały akapit artykułu
i zastępować go czymś innym. Niech spłonie w czeluściach Piekła 2.0.
P.S. 2. Zmusiła mnie, żebym
napisała ten pierwszy P.S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz