Marketingowa otoczka nowego serialu Belle Epoque była świetnie przemyślana.
Tu grafika, tu materiał zza kulis, nowy opis postaci na oficjalnej stronie,
zmiana logo w dniu emisji. Przyznaję się – większość z tych rzeczy mnie urzekła
i nie mogłam wysiedzieć spokojnie do czasu premiery. A gdy wreszcie włączyłam TVN i zaczęłam oglądać… odrobina ekscytacji
gdzieś uleciała.
Serial rozpoczyna się retrospekcją w domu Morawieckich.
Jan Edigey-Korycki (Paweł Małaszyński) i Lucjan Morawiecki
stają do pojedynku. Kula sięga tego drugiego i nie udaje mu się przeżyć. O co
walczyli – nie wiadomo. Czy na pewno Jan zabił – nie wiadomo. Wiemy tylko, że Konstancja Morawiecka (Magdalena Cielecka) wykrzykuje Janowi,
że nie chce go już nigdy więcej widzieć. Z tym zostawia nas ten krótki flashback,
a twórcy wyraźnie dają do zrozumienia, że sezon będzie opierał się na pytaniu ‘co
tak naprawdę się wtedy stało i dlaczego’.
Korycki po latach spędzonych na morzu, powraca
do Krakowa, bynajmniej nie z tęsknoty. Dowiedział się, że jego matka została
brutalnie zamordowana i chce ją pożegnać. Spotyka się ze swoimi przyjaciółmi, rodzeństwem
Skarżyńskich – Henrykiem i Weroniką
(w tych rolach Eryk Lubos i Anna Próchniak), w końcu dawno się nie
widzieli. Henryk chwali się swoim laboratorium, z którego
jest niesamowicie dumny.
Podczas tej wizyty do patomorfologa przyniesiona zostaje
wyłowiona ze stawu głowa (tak, tylko głowa). Z jej ust zostaje wyciągnięty liść
palmy, który jest kluczowym elementem śledztwa. Główny bohater wpada na trop, dzięki
któremu szybko i sprytnie udaje się powiązać obecną śmierć z kilkoma innymi,
łącznie z zabójstwem jego matki. Pewny siebie udaje się na posterunek, chcąc
pomóc komisarzowi carskiej policji, Ferdynandowi
Jelinkowi (Olaf Lubaszenko) w
doprowadzeniu sprawy do końca i ujęciu sprawcy.
Sam Jan to trochę typ spod ciemnej gwiazdy,
ubrany w zdarty płaszcz i kapelusz; wydaje się, że najpierw wali w
mordę, a później zdaje pytania. Okazuje się jednak, że jest miłym mężczyzną z
dobrego domu. Oglądając dowiadujemy się, że najprawdopodobniej cały Kraków wie
o incydencie sprzed lat, ale temat jest nieco zakazany. Nawet relacja, jaka
łączyła Jana z Konstancją nie jest – jeszcze – wyciągana na światło dzienne.
Nietrudno się domyślić, że byli w sobie zakochani. Przez cały odcinek para na
siebie nie wpada, aż do ostatniej sceny, gdzie Jan zauważa swoją dawną (?) ukochaną,
jak ta wsiada do dorożki. Oj, będzie romans; oj, będzie gorąco.
Gołym okiem widać, że TVN zainwestował spore
pieniądze w ten serial. Kostiumy są anielskie i zjawiskowe, ciężko było mi
oderwać od nich oczu. Nawet sama Magdalena Cielecka przyznała, że podczas
przymiarek miała ochotę zabrać ubrania ze sobą. Sama złapałam się na tym, że
westchnęłam kilka razy nad wzorem kamizelki, którą nosił Małaszyński. Z całego
serca gratuluję Małgorzacie Zacharskiej (kostiumolog), bo praca, jaką włożyła w
dobranie strojów jest kapitalna; ciężko znaleźć epitet, który określiłby jej
geniusz. Chapeu bas, pani Małgorzato!
Plenery wręcz urzekają od samego początku.
Park, las, wnętrze baru, kasyno – wszystko jest czarujące. Ale jest coś, co
mi w nich przeszkadzało. Zdjęcia, choć solidnie przemyślane, są za jasne, zbyt
perfekcyjne. Nawet panie lekkich obyczajów wyglądają nienagannie, niczym
pierwszorzędne arystokratki. Przeszkadza to w odbiorze, bo choć same kostiumy,
jak mówiłam, są wspaniałe, to nie zawsze nadają autentyczności postaciom.
Zwłaszcza, gdy cała przestrzeń serialu to istne Bizancjum piękna.
Jeśli chodzi o grę aktorską – nie mam
zastrzeżeń. Co prawda dość sceptycznie podeszłam do wiadomości, że Paweł
Małaszyński będzie grał główną rolę. Nie zrozumcie mnie źle, nie mówię, że jest
złym aktorem. Po prostu znaczna część produkcji z jego udziałem nie przypadła
mi do gustu, niekoniecznie z jego powodu. W ramach Belle Epoque wypada naprawdę dobrze, choć mam wrażenie,
że momentami sam siebie hamował w ukazywaniu emocji.
Spodobał mi się Eryk Lubos, który wbił się w
rolę fantastycznie, a i z wąsami jest mu całkiem do twarzy. To samo mogę powiedzieć
o jego serialowej siostrze, Ani Próchniak. Młoda, tuż po studiach,
zafascynowana nauką. Będzie to chyba moja ulubiona kobieca postać. Miłym
zaskoczeniem jest Olaf Lubaszenko, wraz z którym na ekranie pojawiło się trochę
humoru. Jako komisarz policji sprawdza się rewelacyjnie.
Każdy odcinek Belle Epoque będzie stanowić
jedną historię kryminalną. To miła odmiana od produkcji, które rozciągają
śledztwo na kilkanaście odcinków. Z drugiej strony na koniec epizodu dostaniemy
na tacy odpowiedź, więc widz nie musi nadzwyczajnie się wysilać.
Osobiście
po wszystkich materiałach promocyjnych spodziewałam się czegoś innego. Nie mogę
powiedzieć, że serial jest zły, bo z pewnością dostarczył mi sporo rozrywki, pomimo
zawrotnego tempa. Abstrahując od moich widzi-mi-się,
poleciłabym Wam ten serial, przede wszystkim dlatego, że to nasza rodzima
produkcja i warto ją wspierać. Nawet krytyką, byle konstruktywną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz