Pająki wywołują u nas różne
odczucia – jedni się ich boją, drudzy lubią lub są wręcz nimi zafascynowani.
Pająki odgrywają całkiem sporą rolę, jak na zwierzaki, w Uniwersum Marvela. Mają
one związek nie tylko z Peterem Parkerem,
ale z kilkoma innym super-herosami. Jednym z tych herosów jest Jessica Drew, bardziej znana jako Spider-Woman. Jej najnowsza solowa
seria liczy sobie już dwanaście numerów, a przed nami jeszcze przynajmniej
jeden. Nie ma więc na co czekać!
|
Okładka #1: Javier Rodriguez + Alvaro Lopez
Okładka #2: Javier Rodriguez |
Pierwsze pięć numerów Spider-Woman
opowiada o nowej roli, która przypadła Jessice – bycie matką. Super-heroina
będąc w ciąży odsuwa się od walczenia ze złem właśnie ze względu na dziecko.
Wraz z Benem Urichem, reporterem Daily
Bugle, szkoli nowego, może nie super, ale na pewno bohatera, Rogera Gockinga aka Porcupine (pol. Jeżozwierz), aby ten zajął się obroną
miasta, kiedy ona odejdzie na macierzyński. Tuż przed podaną przez ziemskich
lekarzy datą porodu, Jessica z nudów udaje się do kosmicznego szpitala, który
polecała jej przyjaciółka, Carol Danvers.
Wszystko idzie jak po maśle, dopóki Skrulle
nie przejmują kontroli nad jednostką…
Zeszyty z numerami 6 i 7 są
częścią małego eventu Spider-Women. Wraz z Silk Jessica zostaje uwięziona w
świecie Spider-Gwen (Earth-65).
Okazuje się, że obie pajęcze heroiny z Earth-616 mają swoich złych
odpowiedników w świecie Gwen. Odpowiednik Jessici, którym okazuje się być
mężczyzna o imieniu Jesse, kradnie
zegarek, dzięki któremu dziewczyny mogłyby wrócić do swojego świata. Jednak to
dopiero początek ich problemów.
|
Okładka #3 + #4: Javier Rodriguez |
Kiedy nasza bohaterka stara się
pogodzić niebezpieczne życie super-heroiny z byciem matką po przygodzie w Earth-65, Carol pojawia się ponownie z
zaskakującymi wieściami. To właśnie od niej Jessica dowiaduje się o Ulyssesie i pomimo tego, że decyduje
się pomóc swojej przyjaciółce w ustaleniu, czy wszystkie jego wizje są
prawdziwe, Spider-Woman nie staje po stronie Captain Marvel. Sytuację pogarsza
śmierć jednego z jej przyjaciół z rąk innego przyjaciela – co spowodowane było
właśnie wizją młodego Inhumana.
Przez dwanaście numerów przewija
nam się sporo postaci. Mamy nie tylko główną bohaterkę wraz z jej synem, Gerrym, ale również dwójkę już
wspomnianych przyjaciół. Urich i Gocking odciągali Jess od walki, kiedy ta już
wiedziała, że jest w ciąży, ale dalej chciała walczyć z kryminalistami.
Ponadto, Gocking jest zreformowanym złoczyńcą i pod wodzą pozostałej dwójki
powoli staje się tym dobrym. Nie jest nam dane poznać ojca dziecka panny Drew,
ale mogę zdradzić, że dowiadujemy się co nieco na temat ojcostwa w jednym z
pierwszych numerów.
|
Okładka #5: Javier Rodriguez
Okładka #6: Yasmine Putri |
Bardzo podoba mi się sposób
przedstawienia życia Jessici w trakcie ciąży i po narodzeniu małego Gerry’ego.
Można się domyślić, że nie zobaczymy na panelach samych superlatywów. Co
więcej, nasze podejście do tematu ciąży u super-heroiny mogło wyglądać tak:
„walczyła z tyloma złymi kolesiami, więc ciąża to dla niej zapewne pikuś!”.
Ciąża może i tak, ale wychowanie dziecka okazuje się być dla Jessici zadaniem
trudnym, ale jednak nie niewykonalnym. Tu muszę pogratulować scenarzyście.
Właśnie. Za scenariusz wszystkich
dwunastu numerów odpowiada Dennis
Hopeless. Jak już wspomniałam wyżej, odwalił on kawałek dobrej roboty przy
opisywaniu macierzyńskich doświadczeń głównej bohaterki. Nie zawiódł również
przy pierwszoosobowej narracji i dialogach z innymi występującymi postaciami.
Komiksy czytało mi się bardzo lekko, pomimo ważnych tematów, które były
wspominane na stronach. Kolejny plus dla scenarzysty za dynamikę pomiędzy
Jessicą a Carol. Widać było, że są one sobie bardzo bliskie i zbudowały między
sobą zaufanie, które później zostaje wystawione próbę.
|
Okładka #7: Yasmine Putri
Okładka #8: Javier Rodriguez |
Strona artystyczna komiksu wyszła
spod ołówka i kredek Javiera Rodrigueza
oraz tuszu Alvaro Lopeza, z
wyłączeniem dwóch numerów, które wchodzą w skład eventu Spider-Women. Na początku trudno mi się było przekonać do kreski
pana Rodrigueza. Twarze postaci wyglądały miejscami przekomicznie, niczym
karykatury lub rysunki wykonane przez kogoś niewprawionego w boju. Przeczytanie
dziesięciu numerów ma jednak to do siebie, że prędzej czy później
przyzwyczaiłam się do stylu Rodrigueza i przestało mi to przeszkadzać.
Nie mogłam się za to nacieszyć
widokiem kreski Joelle Jones i
kolorów Rachelle Rosenberg, które
współpracowały przy zeszytach #6 i #7. Duet ten jest mi już znany z serii Mockingbird
i muszę przyznać, że tę krótką przerwę od rysunków stałego artysty Spider-Woman przywitałam z uśmiechem.
Rosenberg jak zwykle nie zawiodła z doborem palet kolorów do każdej ze scen, a
kreska Jones jest tak samo miła dla oka, co kreska naszej rodaczki, Kasi Niemczyk. Po raz kolejny
przekonałam się, że żeńska część artystycznego departamentu Marvela
wie najlepiej, jak przedstawiać super-heroiny.
|
Okładka #9 + #10: Javier Rodriguez |
Kończąc, mogę dodać tylko tyle,
że nie spodziewałam się, aby któryś z Pajęczaków tak mnie zaintrygował. Nie
jestem wielką fanką ani Spider-Mana,
ani Spider-Gwen, czy jeszcze innego bohatera związanego z pająkami, ale ta
seria o Jessice Drew sprawiła, że chcę się bardziej zagłębić w jej poprzednie
komiksy, tak samo, jak w te przyszłe. Nie ma więc co czekać, tylko nadrabiać
zaległości (albo zacząć czytać!), bo matczyno-super-bohaterskie przygody Spider-Woman
dopiero się zaczynają.
|
Okładka #11 + #12: Javier Rodriguez |