Koncerty w małych
klubach mają swój urok. Czujesz się w nich inaczej niż na widowisku w wielkiej
hali, stadionie czy otwartej przestrzeni. Magia polega na tym, że odmiennie odczuwa
się muzykę oraz w inny sposób odbiera się jej wykonawców – wiadomo, intymna
atmosfera robi swoje. Jeszcze lepsze jest jednak chodzenie na koncerty zespołu,
którego masz okazję słuchać za każdym razem w coraz to większym klubie i z
powiększającą się publiką.
Źródło: Instagram Nothing But Thieves |
Nothing But Thieves jest dla mnie właśnie takim zespołem. Ich pierwszy występ w Polsce w
styczniu 2015 roku, jako support Gerarda
Waya (wokalisty nieistniejącego już My
Chemical Romance) rozpoczął moją przygodę z tymi pięcioma chłopcami z
Wielkiej Brytanii. Chłopcami, bo trójka z nich jest albo w moim wieku, albo
młodsza, a pozostała dwójka zachowuje się jakby byli jeszcze młodsi. Później
powrócili w marcu (na tym koncercie mnie nie było, niestety), w czerwcu i
listopadzie (na tych już byłam). W tym roku również odwiedzili nasz kraj więcej
niż raz – w ramach Opener Festival i
całkiem niedawno, 27 listopada, na kolejnym solowym występie.
Tym razem NBT
zawitali do Progresja Music Zone,
klubu umiejscowionego na warszawskiej Woli. Pogoda raczej nie sprzyjała
kolejkowaniu, ale ja i moja dobra przyjaciółka ani myślałyśmy się poddawać, o
nie. Nasz szybki przyjazd był spowodowany chęcią spędzenia chociaż jednego
koncertu przy barierkach oraz faktem, że miałyśmy dla zespołu i najukochańszego
technicznego na świecie prezenty, ale to nie o tym będzie ten tekst. Przejdźmy
więc do sedna.
Young Stadium Club Zdjęcie wykonała: Anna Bursztynowicz |
Jeszcze przed 19-tą
zostaliśmy wpuszczeniu do klubu. Godzinka spędzona przy barierkach (Tak! W końcu!) i nadszedł czas na
rozpoczęcie wieczoru – support. Tym razem tłum rozgrzała pochodząca z Łodzi
grupa Young Stadium Club. Trzeba
przyznać, że muzyka była niczego sobie. Sama nigdy nie słucham supportów przed
koncertem; odkryłam, że pierwsze wysłuchanie muzyki na żywo lepiej na mnie
działa. I tak było w tym przypadku, bo kawałki były energiczne, chociaż
niektóre piosenki brzmiały niemal identycznie. Teksty też nie były całkowicie
pozbawione sensu, jednak już na drugi dzień uświadomiono mnie, że wokalista leciał
z playbacku. Nieładnie, oj, nieładnie.
Po nich przyszedł
czas na gwiazdę wieczoru. Pierwsze nuty Itch zadziałały na tłum niczym
zastrzyk energii. Przyznam jednak, że pierwsza wersja tej piosenki bardziej mi
się podoba niż ta ostateczna, która wylądowała na albumie. Od samego początku wtórowaliśmy
wokaliście, Conorowi Masonowi, i nie
wyglądał jakby mu to specjalnie przeszkadzało. Później przyszła kolej na Honey
Whiskey, Hostage, Hanging... W skrócie: otrzymaliśmy
niemalże cały pierwszy album, tylko utwory były grane w innej kolejności. Set
zakończył się wzbogaconym o Outro Excuse
me, co bardzo spodobało się zarówno mi, jak i mojej towarzyszce. Zespół
zaczął troszeczkę eksperymentować na scenie ze zmianą brzmienia znanych już nam
utworów. Zrobili to w całkiem ciekawy sposób, chociaż nadal było tego troszkę
mało, przynajmniej jak dla naszej dwójki. Na bisie usłyszeliśmy wolne i
chwytające za serce Lover, Please Stay, po którym zabrzmiały ostatnie dwie piosenki
wieczoru – bardzo energiczne i szybkie Trip
Switch oraz jeden z pierwszych singli zespołu, Ban all the Music.
Dom Craik, James Price Zdjęcie wykonała: Anna Bursztynowicz |
W trakcie występu,
nasza publika jak pierwsza na świecie miała okazję usłyszeć dwa najnowsze
kawałki, które mają wylądować na następnym krążku, Get Better oraz Design. W moim odczuciu
nie były one jakoś szaleńczo nowatorskie, chłopcy raczej trzymają się
konwencji, która przyniosła im sukces. Nie działa to jednak na ich niekorzyść,
bo wiadomo, że koncertowe wersje mogą się różnić od ostatecznych. Nie raz nie
dwa byliśmy świadkami zmiany koncepcji całych albumów zanim te doszły do
końcowej fazy – nagrania i wydania. Mam tylko nadzieję, że ta piątka nie będzie
się zbytnio bała eksperymentów, bo cover
Holding
out for a Hero w ich wykonaniu był absolutnie niesamowity. Moje serce
cierpi, bo nie mogą tego grać na żywo (utwór został nagrany na potrzeby serialu
Wikingowie).
Zdecydowanym
minusem wieczoru, było to, że wszyscy członkowie zespołu leczyli kaca jeszcze w
trakcie występu. Postrzegam to, jako lekki brak profesjonalizmu, ale z drugiej
strony… mogę tylko zgadywać, że w złotych latach rock ’n’ rolla wykonawcy nie musieli się męczyć po poprzednim
wieczorze, bo nie zdążyli nawet wytrzeźwieć. Do tego dodajmy młode (w
większości niepełnoletnie) piszczące fanki i mamy niemalże powrót do tamtych
czasów. Czyż nie za tym tęskni sporo starszych od nas fanów muzyki bazującej na
konkretnie brzmiącej gitarze?
Conor Mason, Phil Blake Zdjęcie wykonała: Anna Bursztynowicz |
Biorąc pod uwagę
fakt, iż był to mój czwarty koncert Nothing
But Thieves, wiedziałam doskonale czego się spodziewać. Lekko podchmieleni,
ale bardzo sympatyczni Anglicy, najlepszy techniczny pod słońcem, któremu nie
przeszkodzi nawet złamana noga w usztywniaczu i młode, rozszalałe chcicą fanki.
Możecie się spytać, za co tak lubię ten zespół? Wtedy odpowiem Wam, że właśnie
za to, jak brzmią na żywo, bo za każdym razem jest to dla mnie inne
doświadczenie pomimo niemalże identycznej setlisty. I tym razem nie było
inaczej. Pomimo lekkiego podchmielenia pokazali klasę. Wybawiłam się jak nigdy
(chyba tylko na Slipknot bawiłam się
lepiej) i już nie mogę się doczekać następnego razu oraz kolejnego albumu.
Wbrew temu, co twierdzą niektórzy, muzyka rockowa (i jej pochodne) nadal mają
to coś.
Nothing But Thieves Zdjęcie wykonała: Anna Bursztynowicz |
Nothing But Thieves to: Conor Mason (wokal + gitara), Joe Landridge-Brown (gitara), Dom Craik (gitara), Phil Blake (bas) oraz James Price (perkusja).
Setlista z 27.11.2016, klub Progresja
Music Zone, Warszawa
ItchHoney WhiskeyHostageHangingGet BetterGraveyard WhistlingSix BillionPainkillerDrawing PinsDesignIf I Get HighExcuse Me (Outro Jam)Wake Up CallBis:Lover, Please StayTrip SwitchBan All the Music
Zdjęcie wykonała: Anna Bursztynowicz |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz