21 lip 2017

Twój przyjaciel z sąsiedztwa, Pajączek. Recenzja "Spider-Man: Homecoming" (2017)

Spider-Man po raz trzeci pojawił się w kinach. Trzeci reboot, trzeci aktor, ale tym razem Parker jest częścią MCU. Podobno do trzech razy sztuka, jednak fani pytali się, ile można oglądać umierającego wujka Bena? Przy tym podejściu zostało nam to oszczędzone. Czy taki Spider-Man ma sens? Jak wypadł Tom Holland w roli oryginalnego pajęczaka?


Spider-Man: Homecoming. Pierwsze sceny ukazują nam powstanie Vulture’a, zwykłego człowieka, którego jedynym – a przynajmniej tak mu się wydaje – wyjściem z finansowego dołka jest czarny rynek broni z technologii Chitauri. Kolejne ujęcia to vlog Petera, który nagrywa podróż do Berlina, słynną walkę na lotnisku z Wojny Domowej i powrót. Aż do przejścia w samochodzie ze Starkiem. Tak zaczyna się nasza przygoda z kolejnym już podejściem do przedstawienia Spider-Mana w ciągu 20 lat.

Homecoming jest niczym powiew świeżości wśród ostatnio stworzonych filmów Marvela. Cała historia jest schematyczna, nie wydaje się, że oglądamy inne podejście do motywu nastolatka/super-bohatera. Pomimo tego, oglądając film po raz pierwszy w kinie, nie czułam się jak na Doktorze Strange’u – że już kiedyś to wszytko widziałam, że tylko efekty specjalne są bardziej efektowne.


Sam Peter, który w filmie ma 15 lat, jest zagrany nadzwyczaj wiarygodnie. Holland ma około 20 lat, więc nie jest już nastolatkiem. Ba, niektórzy nie pamiętają już w tym wieku jak to jest mieć 15 lat. On wydaje się znać te czasy doskonale, ponieważ jego przedstawienie tak młodego super-herosa jest niemal nieskazitelne. Peter strzela fochy, obraża się, że jest traktowany jak dziecko, kiedy tak się nie czuje. Porywa się na zadania, którym nie może podołać, nawet z kostiumem z technologią Starka.


Sam Tony jest mentorem, a w pewnym sensie i ojcowską figurą dla Petera. Oglądając zwiastuny bałam się, że Homecoming może okazać się takim Iron Manem 3,5, ale odetchnęłam z ulgą, kiedy Tony nie pojawiał się na ekranie zbyt często. Robił to tylko w najważniejszych momentach, kiedy widać było, że młody Pajączek sam sobie nie poradzi. Daje o sobie znać nawet na kilka sekund, aby pochwalić go za kawał dobrze wykonanej roboty podczas jednej z akcji. Tony miał przede wszystkim rolę opiekuna po Wojnie Domowej i taką rolę odegrał, nawet jeśli popełnił błąd na samym początku i zrekrutował do walki gówniarza.


Mam jedno zastrzeżenie, co do wykorzystanej w filmie muzyki. Czemu nie zostały zastosowane piosenki bardziej odpowiednie dla dzisiejszych nastolatków? Nie narzekam na te obecne, bo zna je raczej większość ludzi, a i mi się podobały. Drugi minus filmu, całkiem spory, to brak ciągłości czasowej. Avengers to rok 2011, a Homecoming… osiem lat później, czyli 2019? Coś tu jest nie tak, jeśli chodzi o kolejność wydarzeń, szczególnie, że po D23 potwierdzone zostało, że Peter będzie nosił kostium Iron Spidera w Infinity War, które przecież ma być umiejscowione jakoś wcześniej niż osiem lat później. Jak?

Wszystkie zgrzyty i tak bledną, przy wielkim plusie za złoczyńcę, który w końcu NIE UMARŁ. Mało tego, został uratowany przez Petera. You did a good job, Sony/Marvel. Good job. Jeszcze bezbłędne aktorstwo Michael Keatona. To nie mogło się nie udać. Czarny charakter, którego celem jest dobrobyt i szczęście jego i jego rodziny, nie władza nad światem. Kolejny powiew świeżości w MCU.


Spider-Man: Homecoming to jest to, czego Marvel potrzebował, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Nie jest to produkcja idealna, ale na pewno wnosząca coś nowego do Kinowego Uniwersum. I oby Tom Holland nie zmieniał podejścia do odgrywanego przez niego głównego bohatera, bo wychodzi mu to bardzo dobrze. To jest mój Spider-Man.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz