22 lut 2018

Tu i teraz to ani tu, ani teraz. "Paper Girls" Tom 2

Podróże w czasie wydają się być bardzo oklepanym tematem. Jest to motyw jednak na tyle ciekawy i na tyle elastyczny, że może zostać wykorzystany przez pisarzy i scenarzystów na różne sposoby. Jedno podejście widzieliśmy w trylogii Powrót do Przyszłości, co innego w zapomnianej już Tajemnicy Sagali czy wreszcie pokazany w Harrym Potterze zmieniacz czasu. Motyw ten został również poruszony przez komiksy. I tak oto dotarliśmy do Paper Girls Briana K. Vaughana (Saga, Runaways) i Cliffa Chianga (Detective Comics, Wonder Woman Vol. 4).

Szkic: Cliff Chiang | Kolory: Matt Wilson

Na początek mały skrót pierwszego tomu: Lata 80. XX wieku. Erin, KJ, MacKenzie i Tiffany rozwożą gazety po małej mieścinie Stony Stream. Podczas jednego ze zwyczajnych poranków, dwie z nich zostają zaatakowane przez dwóch kolesi w dziwnych skafandrach. Dziewczyny w odwecie podążają za nimi. Nie wiedzą jednak, że wplątują się w walkę, która dzieje się w czasoprzestrzeni naszego świata. I że grozi im niebezpieczeństwo.

Drugi tom to perypetie trójki z nich w roku 2016. Mac, Tiff i Erin próbują odnaleźć KJ, która zagubiła się gdzieś po drodze. W poszukiwaniach pomaga im… czterdziestoletnia Erin. Kiedy one podążają za wskazówkami, aby odnaleźć przyjaciółkę w innej części Stony Stream pojawia się kolejna osoba z bardzo odległej przeszłości. Jak to się skończy dla roznosicielek gazet? Czy odnajdą KJ i wrócą do domu?

Szkic: Cliff Chiang | Kolory: Matt Wilson

Vaughan odkrywa przed nami więcej tajemnic, dając nam zero odpowiedzi na pytania z pierwszego tomu. Dostajemy trochę wskazówek, które pomagają nam w zrozumieniu historii, i które wciągają nas jeszcze bardziej. Akcja toczy się dosyć szybkim tempem, nie czułam, że przeczytałam pięć zeszytów, a góra dwa. To jest jeden ze znaków dobrej lektury – nie czujesz przy niej upływu czasu.

Vaughan również pokazuje, że historia nie musi zamykać się w pięciu-dziesięciu numerach. Wprost przeciwnie, dopiero w drugim tomie (numery 6-10) cała historia nabiera tempa, co każe przypuszczać, że w kolejnym czeka nas jeszcze więcej zaskoczeń.

Szkic: Cliff Chiang | Kolory: Matt Wilson

Postaci głównej czwórki dziewczyn również zaczynają nabierać więcej głębi. Zaczynamy im bardziej kibicować w ich pogoni za kolejnymi portalami, z których każdy może je zaprowadzić w inny czas, ale również z powrotem do ich własnego. Przyszłość wydaje się być najbardziej pechowa dla jednej z nich, ponieważ dowiaduje się o swoich losach czegoś, czego nikt z nas nie chciałby usłyszeć.

Wszystkiemu dodaje uroku Kreska Chianga i kolory Matta Wilsona. Paleta kolorów Wilsona jest bardzo bogata, ale górują kolory wprowadzające nas w klimat wcześniej już wspomnianych tajemnic: fiolety wpadające w niebieski czy zielenie przywodzące na myśl obcych. Jednocześnie łączone są one z jaskrawym różem i czerwienią. To w połączeniu dynamicznie narysowanymi postaciami przez Chianga sprawia, ze całość jest bardzo spójna i ma się wrażenie, że niczego w tym komiksie nie brakuje.

Szkic: Cliff Chiang | Kolory: Matt Wilson

Paper Girls  to komiks, z którym na spokojnie można rozpocząć swoją przygodę z tym medium. Jest to również całkiem ciekawa lektura dla starych wyjadaczy, szczególnie tych, którzy pamiętają początki Vaughana na rynku. Jest to również komiks dla tych, którzy lubią ciekawe popkulturowe połączenia; o ile pierwszy tom był porównywany do Stranger Things, o tyle drugi ja porównałabym do skrzyżowania Powrotu do Przyszłości i Goonies.

Plus, nasze polskie wydanie jest naprawdę prześliczne, a tłumaczenie Bartka Sztybora jest perfekcyjne.


Autor okładki: Cliff Chiang

_______________________
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Non Stop Comics.


16 lut 2018

Mpregi, crossovery i inne slashe. "Fanfik" Natalii Osińskiej

Rynek książkowy w Polsce nie jest zbyt bogaty w powieści LGBTQ+. Szczególnie jeśli chodzi o dzieła od naszych rodzimych pisarzy. Ostatnio jednak wpadły mi w oczy książki Natalii Osińskiej, Fanfik i Slash. Już same tytuły wywołały zadowolony uśmieszek na moich ustach.


Tosia ma poważne problemy psychiczne. Stroni od kontaktów z innymi, codziennie bierze przypisane leki, aby nie pogrążyć się w głębokiej depresji. Ciocia Idalia kontroluje niemal całe życie jej i jej taty, a zmarłą mamę dziewczyna ledwo pamięta. Nadszedł pierwszy dzień drugiej klasy liceum. Tosia wzięła o kilka tabletek za dużo i jest tak osłabiona, że ledwo udaje jej się wyjść z toalety. Wtedy wpada na nią Leon, nowy uczeń, który niemal od razu staje się jej przyjacielem. Życie wydaje się tylko trochę lepsze. Wszystko zmienia się, kiedy Tosia odkrywa, że tak naprawdę jest… Tośkiem.

Fanfik jest debiutem Natalii Osińskiej. Bardzo udanym. Nie wiem, jak wygląda sprzedaż książki, ale moi znajomi się nią zachwycają, a ja do nich dołączyłam. Nie jest to typowa powieść dla młodzieży, czy pierwsza lepsza pozycja na półce w księgarni. Przede wszystkim dlatego, że mamy tu odkrywanie własnego ja w całkiem inny sposób, niż mogliśmy o tym dotąd przeczytać.


Transformacja Tosi w Tośka nie jest mozolna i ciężka. Tosiek musi stanąć przede wszystkim naprzeciw nadopiekuńczej i kontrolującej ciotki Idalii. Z cichej, nieśmiałej i kompletnie niezainteresowanej życiem dziewczyny zmienił się w chłopaka upartego, (niemal) nieustraszonego i pewnego siebie. To dzięki tym cechom wygrywa z ciotką i ojcem. We wszystkim towarzyszy mu Leon, który stara się jednocześnie wspierać i opanowywać przemianę. Z Tośkiem jednak nigdy nie jest i już chyba nie będzie łatwo.

Takiej książki mi brakowało. Jest to odświeżone spojrzenie na powieści młodzieżowe; historia, którą każdy nastolatek może odnieść do swojego życia. Nawet jeśli nie zmienia płci, to przecież każdy z nas (bądź prawie każdy) w trakcie dojrzewania zastanawiał się kim tak naprawdę jest, kim będzie, czy to co się z nim dzieje jest okay? Środowisko Tośka również różni się od innych przedstawianych w literaturze YA. Nikt go nie wyzywa, nie wytyka palcami; ojciec przyjmuje syna zamiast córki, pomimo wątpliwości, bo to przecież jego dziecko, które kocha. Nawet ciocia Idalia w końcu akceptuje zmianę.


Nie mogłabym też nie wspomnieć o tym, że cała przemiana Tośka oraz swojego rodzaju happy end całej książki jest czymś bardzo normalnym. Nie ma wielkich dramatów (chociaż Tosiek przez swoją impulsywność często doprowadza do mniejszych lub większych nieszczęść), są małe nieprzyjemności w szkole, ale to szkoła jak każda inna; plotek co nie miara, dziewczyny latają za chłopakami a chłopaki za dziewczynami, inni zajmują się tylko nauką… To wszystko jest normalne, a przemiana Tośka nie wywołuje aż takiej sensacji, jakiej można by się spodziewać. Osińska pokazuje tutaj również, że dzisiejsza młodzież jest znacznie bardziej tolerancyjna, z czym jak najbardziej się zgadzam.

Sam język, którym został napisany Fanfik jest lekki i prosty. Nie oznacza to, że nie mamy pola do własnej interpretacji, o nie. Droga Tośka do odkrycia samego siebie to tylko jego wersja, w której mogą zobaczyć się inni. Mało tego, Osińska pokazuje tutaj również, do czego może prowadzić ukrywanie swojego prawdziwego ja, świadome czy nie.  I że sam proces oraz jego koniec wcale nie musi być aż tak straszny, jak się nam wydaje.


Po lekturze stwierdzam, że brakowało mi takiej książki, kiedy sama dorastałam. Niby miałam Alę Makotę, ale powieść o członku społeczności, której sama jestem częścią wydaje mi się bardziej adekwatna do tego, co przechodziłam w latach nastoletnich. Cieszę się, że dzisiejsza młodzież ma Fanfik. Cieszę się również, że nasz rynek ma Natalię Osińską. Oby nie zniknęła z niego przez długi, długi czas.