11 wrz 2018

Jak nie wiadomo o co chodzi... - "The Black Monday Murders" tom 1 i 2

Szczerze powiedziawszy nie do końca znam się na ocenianiu komiksów. Niewiele mam również wspólnego z finansami i ekonomią, może poza tym, że jak każdy pracujący człowiek czekam z niecierpliwością na kolejną wypłatę. A tutaj trafiło mi się kombo, nie byle jakie w dodatku.


The Black Monday Murders spod pióra Jonathana Hickmana to historia, której głównym mottem jest zarabianie, władza i stwierdzenie, że właśnie pieniądz rządzi światem. Przeciętnego Kowalskiego od zawsze kusiła wizja bogactwa, trzymania w garści innych, choćby tylko dlatego, że na jego koncie znajduje się liczba z większą ilością zer na końcu. Dostanie się do tak elitarnej grupy nie jest proste, a to co czeka na końcu tej drogi nie zawsze jest świetlaną przyszłością, gdzie siedzi się w wygodnym skórzanym fotelu i podpisuje papierki.

Jedną z głównych oś fabularnych, która najprawdopodobniej zwiąże w całość wszystkie wątki jest śledztwo, do którego zostaje przydzielony detektyw Theodore Dumas. Czarnoskóry mężczyzna pojawia się na miejscu zbrodni, gdzie w rytualny sposób zamordowano Daniela Rotschilda, członka potężnej organizacji Cain-Kankrin. Na skutek niespodziewanego odejścia bohatera, do Nowego Jorku powraca jego siostra Grigoria wraz z tajemniczą towarzyszką Abby.

Wykonanie: Tomm Coker

Droga ku prawdzie i odkryciu co stało się z Danielem to nie lada wyzwanie dla detektywa. Pomocnym jest mu profesor Gaddis, który swoje już przeżył i niejedno widział. Dorzucić można do tego korzystanie z tych mniej konwencjonalnych sposobów... I tak, mam na myśli magię. Dlaczego po akurat ten rodzaj działań się pojawia? Ano dlatego, że największym złem jest Mammon – swego rodzaju bóg wraz ze świtą pełną demonów i diabłów. Owy bóg jest przyczyną krachów na giełdach, chociaż czy aby na pewno...?

Nieukrywaną zaletą całości jest pomieszanie świata biznesu, wydawałoby się mocno stąpającego po ziemi z mistycyzmem, wręcz okultyzmem i czarną magią, tak bardzo daleką od baśniowych wróżek. Scenariusz, za który odpowiedzialny jest Hickman wydaje się być dobrze przez niego kontrolowany. Przedstawiona żądza krwi, konieczność poświęcania ofiar, obnażanie przy tym ludzkiej chciwości, pragnienia zemsty, egoizmu i zuchwałości napawa wręcz lękiem.

Wykonanie: Tomm Coker

Świetnym przerywnikiem są retrospekcje. Raz, że odkrywają przed czytelnikiem kolejne karty i zdradzają przyczyny aktualnych wydarzeń, a dwa, są wstawiane w odpowiednim miejscu. Opowieści sprzed lat pozwalają zrozumieć zachowanie bohaterów, poznać ich motywację i pokazać, że są jeszcze mroczniejsi niż mogło się zdawać na pierwszy rzut oka. Druga świetna rzecz, która jest przerywnikiem także od kolorowych kadrów to zapiski rozmów, karty z dziennika lub maile postaci. Co ciekawe, acz grające odbiorcy na nosie, jest markowanie ma czarno wyrazów, zdań, czasem nawet całych akapitów tekstu, które z pewnością były kluczowe. Drażni to okropnie, powodując jednocześnie uśmiech, bo to nic innego jak spryt twórców, zachęcający do bycia częścią akcji komiksu.

Dopełnieniem jest oprawa wizualna. Zaczynając od okładek, które w zasadzie nie zdradzają zbyt wiele, ale za to wewnątrz... Oj, tam to się dopiero dzieje. Dosłownie wszystko – kolory, cieniowanie, kadry, kreska, które są dziełem Tomma Cokera oraz Michaela Garlanda zamyka całość w klimacie noir i to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Stonowane, ciemne barwy, detale, niesamowicie przedstawione twarze postaci i ich mimika, która - zazwyczaj – nie jest obliczem demonów z samego dna piekła to kolejne plusy serii. Owszem, w pewien sposób są niepokojące, ale to jest ten niepowtarzalny klimat komiksu.

Wykonanie: Tomm Coker

Są w sumie tylko dwie rzeczy, które nie do końca mi się w tym wszystkim podobają. Pierwszą z nich jest moja nieznajomość tematu. Czy jeśli nie do końca ogarniasz finanse będziesz mieć trudności w czytaniu? Może tak być, nie będę oszukiwać. Twórcy i na to znaleźli rozwiązanie, bo pomiędzy poszczególnymi wątkami pojawiają się wyjaśnienia dotyczące bohaterów, organizacji czy szkół, ale po sobie wiem, że po zapoznaniu się z nimi pewnie większość wyleci mi z głowy. Zmusza to do ponownego kartkowania komiksu lub gromadzenia pewnych informacji gdzieś na boku, by w razie czego mieć je pod ręką.

Druga sprawa, ze względu na magię pojawia się całkiem nowy i obcy język oraz oznaczenia, które choć robią wrażenie, zmuszają jednak do ich zapamiętywania. Układ i wygląd znaków są ważne, a to kolejna rzecz, która nie od razu zapada w pamięć. Z jednej strony detal, który zachwyca, z drugiej lekko kłująca szpilka w boku, jeśli nie zostanie po przeczytaniu od razu w głowie.

Wykonanie: Tomm Coker

Non Stop Comics wzięło się za The Black Monday Murders krótko po premierze oryginału. Można czuć się rozpieszczonym, zwłaszcza że nasze rodzime wydanie nie jest w niczym gorsze od tego z zachodu. Wkład wydawnictwa należy nagrodzić brawami. The Black Monday Murders jest nadal tworzone, czekanie na kolejne części będzie wnerwiające, ale z tym nie można nic zrobić. Faktem jest, że ten tytuł poza czymś nowym na rynku oferuje cudownie wykreowany świat i klimat rodem ze starych filmów noir, ale z nowoczesną nutą.


Autor okładek: Tomm Coker

Autorka recenzji: Chemical House

2 wrz 2018

On Twój łosiek. Ty mój. - "Diabelski Młyn" Anety Jadowskiej

Stało się. Nadszedł koniec przygód Nikity i Robina, chyba najlepszego duetu zabójców na zlecenie jaki Polska widziała w ostatnich latach. Czekając na Diabelski Młyn, bo to właśnie on opowiada o ich ostatnich poczynaniach nie mogłam powstrzymać burzy pytań, które pojawiły się po skończeniu Akuszera Bogów. Jednocześnie trochę się martwiłam, że zakończenie może mi się nie spodobać. Aneta Jadowska mnie jednak nie zawiodła.


Nikita ledwo co dowiedziała się o swojej prawdziwej przeszłości a już musi stanąć przed kolejną misją. Tym razem ją i Robina czeka długa droga do odkrycia tajemnicy jej partnera; kim jest naprawdę i Zakon Cieni tak często decydował się na „czyszczenie” jego pamięci? Plus jest taki, że nie będą podczas tej podróży sami. W podróży do Archiwum, gdzie schowane są przed Robinem odpowiedzi na wszystkie jego pytania, pomoże im Cygański Książe. Jednak cena za jego pomoc nie należy do niskich, a na Drodze przez Bezdroża i Rubieże czeka ich masa niespodzianek.

Rozpoczynając przygodę wraz z Nikitą i Robinem zaraz po premierze pierwszej części ich przygód, Dziewczyny z Dzielnicy Cudów, nie spodziewałam się, że tak bardzo przywiążę się do tych postaci. Nikita nie jest typową bohaterką, którą możemy spotkać w podobnych opowieściach. Owszem, twarde z niej babsko i wzbudza strach wśród innych pracowników Zakonu Cieni i nie tylko. Postać Nikity przemówiła do mnie swoją historią; zmuszona do walki o samą siebie, bo jej matkę interesowało tylko, ile jej córka ma w sobie magii i ile może z niej tej magicznej mocy wyciągnąć. Dodajcie do tego ojca-sadystę oraz nordyckich bogów w rodzinie. Czy mogło być ciekawiej?


Najbardziej jednak w postaci Nikity podoba mi się to, jak bardzo w Diabelskim Młynie zmieniła się jej relacja z berserkiem wewnątrz niej, którego odziedziczyła po swoim ojcu. Od pierwszej przemiany robiła wszystko, aby bestia nie wydostała się na zewnątrz ponownie. Dla tych, którzy czytali poprzednie części wiadomo, że nie zawsze się to udawało. Ich koegzystencja zmienia się jednak dzięki pomocy niezwykłej rodzinki w postaci nordyckich bóstw i bogiń; Nikita poznaje berserka nie jako bestię, a jako jej sojusznika i przyjaciela, część niej. A sam berserk, Brynjar, okazuje się niemal tak samo pocieszny jak Robin. Oczywiście nie przez cały czas, ale ma swoje momenty i to te momenty przekonują do niego zarówno nas i Nikitę jeszcze bardziej.

Robin również nie zostaje przez Jadowską pokrzywdzony. Jakże się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam jego imię pod tytułem jednego z rozdziałów! Dostajemy wgląd w jego samego, dzięki czemu jeszcze bardziej rozumiemy jego skołowanie i niesamowicie mocną potrzebę odkrycia prawdy. Robin, jak każdy czytelnik trylogii o Nikicie wie, nie jest zwykłym człowiekiem, a dzięki rozdziałom pisanym z jego punktu widzenia zaczynamy dostrzegać jak bardzo jest niezwykły. I jak wiele żyć ma za sobą, biedak.


O ile do Dziewczyny z Dzielnicy Cudów czy Akuszera Bogów miałam kilka zastrzeżeń, tak przy Diabelskim Młynie nie mam autorce do zarzucenia nic a nic. Wprowadzenie Cygańskiego Księcia i jego taboru było genialnym posunięciem, a ich dążenia do ponownego uruchomienia Lunaparku i zapierającego dech w piersiach Diabelskiego Młyna zapewniają wartką akcję, dzięki której nie znudzimy się lekturą ani na moment.

Ze szczerym sercem mogę Wam polecić całą trylogię Nikity autorstwa niesamowitej Anty Jadowskiej. To moja pierwsza styczność z jej twórczością, ale na pewno nie ostatnia. Diabelski Młyn jest idealnym zakończeniem przygód duetu Nikity i Robina, lepszego sobie nie wyobrażam. Nie miałabym jednak nic przeciwko krótkim opowiastkom o ich kolejnych przygodach, szczególnie tych, w których Robin w końcu musi współpracować z Brynjarem. To dopiero byłoby coś!