6 maj 2017

Medyczne noir - Chance, sezon 1, recenzja

Hugh Laurie chyba najbardziej znany jest z postaci sarkastycznego, piekielnie inteligentnego, ale uzależnionego od Vicodinu doktora, Gregory'ego House'a. Co byście w takim razie powiedzieli na wystąpienie aktora w roli lekarza, którego nazwisko ponownie tworzy tytuł serii? Jeśli spodziewacie się odgrzewanego kotleta po stacji Fox - wyrzućcie tę myśl z głowy.


Po rozstaniu się z Princeton-Plainsboro, Laurie oderwał się od medycznych ról, ale w ubiegłym roku na ekranach pojawił się jako neuropsychiatra, Eldon Chance. Nie leczy pacjentów - ocenia ich stan i odsyła do odpowiedniego kolegi po fachu. Diagnozy nagrywa na dyktafon chłodnym i rzeczowym tonem, jakby mówił nie o ludziach, a produktach. Scenarzyści wykorzystali opisy chorób, niejednokrotnie obrazując historię danego pacjenta, czasami nad wyraz szczegółowo.

Poza tym Chance to gość w kwiecie wieku. Spokojny, sympatyczny, miły, w końcu takie wrażenie winien sprawiać lekarz. Prywatne życie nie układa się szczególnie dobrze. Jest w trakcie rozwodu, zielonych w kieszeni też jakoś nie za dużo, a nastoletnia córka... cóż, jest nastoletnią pociechą sprawiającą trochę problemów wychowawczych.


Jednak prawdziwe kłopoty stają na drodze specjalisty, gdy w gabinecie pojawia się blond-włosa Jaclyn Blackstone (Gretchen Mol). Przypadłością kobiety jest druga osobowość, Jackie, która przejmuje kontrolę; momenty, gdy ta jaźń rozdaje karty są dla bohaterki nieuchwytne. Jaclyn nie pamięta, co wtedy robiła, ale wie, że alter ego ciągnie ją z powrotem do męża, którym okazuje się być detektyw, Raymond (Paul Adelestein). Jak to w serialach bywa, Raymond jest złym i okropnym małżonkiem, znęcającym się nad żoną. Ba, gliniarzem też nie jest dobrym, choć przysłużył się społeczeństwu zamykając za kratkami tych 'złych'.


Ci, którzy lubują się w klimacie noir i czarnych kryminałach, mogli już wyniuchać, że blondynka stała się femme fatale doktorka. No i - oczywiście - Eldon zamienia się w rycerza, który gotów jest poświęcić wiele, by pomóc kobiecie w opresji. Plus - oczywiście - zakochuje się w niej, co samo w sobie łamie zasadę nie spoufalania się z pacjentami. Nieładnie panie Chance, nieładnie. Z drugiej strony nie jest to pierwsza sytuacja przekroczenia tej granicy, o czym informuje jego przyjaciółka (?), Susanne Silver (Lisa Gay Hamilton) mówiąc: Jeden raz to błąd, dwa razy - to decyzja


Jest jeszcze weteran wojenny (a może nie?), D (Ethan Suplee), który pomaga w rozwikłaniu całej zagwostki. Sprawia jednocześnie, że neuropsychiatra posuwa się do czynów, o których wcześniej nawet nie myślał. Między obydwoma panami wytwarza się specyficzna więź, a całość produkcji nabiera nieco skrzydeł, wioząc nas po fabularnych zakrętach. 

D, pomimo aparycji, chłodnego sposobu w jaki mówi o przemocy czy środkach uświęcających cel, od razu daje się polubić. Dzięki niemu pojawiło się kilka, może nie śmiesznych, ale humorystycznych momentów, co przełamało ciężkość, jaką niesie ze sobą serial.


Stacji Hulu po części udało się tchnąć odrobinkę świeżości w styl noir, zamieniając detektywa na lekarza. Ogromnym plusem jest klimat; odcinki rzeczywiście pachną thrillerem. Ciemno, niepokojąco, mrocznie, ale... mało krwawo. Brutalności w scenach zbytnio nie uświadczymy, ale gdy coś się pojawia, wali w odbiorę z podwojoną siłą. Nie ma się co dziwić, palce w produkcji maczał reżyser nominowanego do Oscara filmu Pokój, Lenny Abrahamson.



Mocno wkurzył mnie niewykorzystany potencjał Jaclyn. Żadnemu ze scenarzystów najwyraźniej nie wpadło do głowy, że wątek rozdwojenia jaźni mógłby wynieść całość na piedestał. Przez wszystkie odcinki przeszłość tej kobiety jest niejasna, a nasza niewiedza pogłębia ciekawość. Niby fajnie, w końcu dowiadujemy się o dawnych występkach Jaclyn, szkoda tylko, że po fajerwerkach, co dość marnie wpływa na odbiór.

Postać Raymonda też nie została specjalnie wyeksploatowana. Ciągle mówiono, że dużo może i jest groźny, i na tych słowach się skończyło. Nie zostało dosadnie pokazane, co ten człowiek właściwie może. Sam główny bohater bywa naiwny, a jako neuropsychiatra powinien mieć trochę oleju w głowie i co nieco znać się na mechanikach człowieczego umysłu.


Gdyby zebrać to wszystko w całość, można dojść do wniosku, że dziesięć odcinków to za dużo na historię, w której wątki poboczne nie są dobrze pokazane, nie wspominając o ich rozwinięciu. Po usunięciu zbędnych scen, serial zostałby skondensowany w kilka rozdziałów, gdzie akcja toczyłaby się szybciej i bardziej wciągałaby widza.


Stacja Hulu zamówiła od razu dwa sezony serialu. Czy słusznie? Nie wiem. Widzę potencjał drzemiący w opowieści, ale to twórcy muszą zadbać, by Hugh Laurie nie był przez nich duszony, nie miał związanych rąk nie do końca dopracowanym scenariuszem. Niestety nie wszystkim może wystarczyć ładna buzia pani Mol, czy charyzma głównego bohatera, by dotrwać do ostatniego odcinka. 

Osobiście trzymam kciuki, by kolejna odsłona była lepsza. Nie skreślam produkcji i sądzę, że doktor Eldon Chance zasłużył na kredyt zaufania i - nomen omen - drugą szansę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz