28 maj 2016

"Czemu HYDRA?!" czyli recenzja "Captain America: Steve Rogers" #1 (2016)

Steve Rogers jest chyba najbardziej legendarnym bohaterem z komiksów Marvela. Żadna postać nie jest aż tak popularna jak on (chociaż jest kilka, jak np. Iron Man, które cały czas depczą mu po piętach). Dlatego właśnie kiedy usłyszałam, że Steve powraca w swoim najnowszym solowym komiksie, nie mogłam tego przepuścić - musiałam to przeczytać.

Autor: Jesus Saiz

Nie spodziewałam się tak naprawdę niczego. Nie byłam nastawiona negatywnie ani pozytywnie. Starałam się unikać wszystkich artykułów, jednak zanim miałam szansę sięgnąć po komiks, dowiedziałam się, co scenarzysta zrobił z tak ikoniczną postacią. Pomimo tego, dołożyłam wszelkich starań, aby dać temu komiksowi szansę. Może jednak to ma jakiś sens?

Pierwsze strony były dosyć ciekawe. Są to bowiem wspomnienia z dzieciństwa głównego bohatera. Nie należą one do najszczęśliwszych, niestety. Jednak to one właśnie są kluczową częścią numeru, ponieważ pokazują nam, jak doszło do tego, co scenarzysta za zgodą Marvel Comics postanowił nam przedstawić w najnowszej serii.

Autor: Jesus Saiz

Cała historia jest płynna, nie dzieje się za szybko ani za wolno. Obecne wydarzenia zgrabnie przeplatają się z wyżej już wspomnianymi retrospekcjami. Steve pracuje z Sharon Carter, dostaje też dwójkę pomocników – Free Spirit oraz Jacka Flag. Związek Carter i Rogersa ma na pewno więcej sensu niż ten pokazany w Captain America: Civil War - przyjemnie się czytało ich dialogi. Steve zwierza się jedynie Sharon, jak ciężko jest mu się przyzwyczaić nie tylko do nowej tarczy, ale również i do ponownie młodego ciała.

Przez cały czas narrator-Steve próbuje nam pokazać, że wcale nie jest tak trudno być bohaterem,  a także, że życie nie zawsze będzie dla nas przyjemne. Tutaj przykładem jest postać chłopca, który dokonuje trudnych wyborów już jako dorosły, aby przetrwać w swoim niełatwym świecie. W rezultacie kończy w objęciach Hydry, która obiecuje lepszy świat. Foreshadowing? Może. Wiem jedno – nie takiego zakończenia pierwszego numeru się spodziewałam.

Autor: Jesus Saiz

Kwestia scenariusza zeszytu… No cóż, nie będę kłamać, kiedy napiszę, że historia naprawdę jest bardzo ciekawa. Bardzo dobrze mi się ten zeszyt czytało, dopóki nie doszłam do ostatnich stron. Z przykrością stwierdzam, że to czego Nick Spencer dopuścił się na tej postaci, która została stworzona przez dwóch Żydów, aby była symbolem anty-nazizmu, trudno jest mi zaakceptować; ba, ja to próbuję wypchnąć ze świadomości. Naprawdę nie wierzę, że Marvel zgodził się na coś takiego. Wielka szkoda, bo scenariusz do komiksu miał całkiem spory potencjał, który został zmarnowany przez taką, a nie inną końcówkę.

Rysunki troszeczkę ratują cały komiks, umilając lekturę. Na pewno są bardzo przejrzyste, kreska nie jest zbyt ciężka czy chaotyczna. Do tego kolory, które idealnie wprost wpasowują się w atmosferę opisywanej sytuacji – ciepłe pomarańcze i żółcie, kiedy Steve rozmawia z Sharon w kilka godzin po wykonanej misji, czy ciemna czerwień, kiedy zbliżamy się do wielkiego ujawnienia. Dodatkowo trzeba tu wspomnieć o retrospekcjach, które są w kolorach sepii, nie licząc czerwonych akcentów. Zastanawiam się, czy to nawiązanie do loga Hydry, czy do ostatnich stron?

Autor: Jesus Saiz

Nie będę jedyną osobą, której ten zeszyt się nie podobał. Sądząc po opiniach krążących w sieci, jestem raczej jedną z wielu. Nie ma się jednak co dziwić. Jeśli Marvel potrzebował zaskoczyć swoich fanów czymś nowym i szokującym, mógł to zrobić w zupełnie inny sposób. Steve, owszem, mógł przejść na złą stronę, ale wpadanie w aż taką skrajność, jaką jest Hydra nie jest czymś, co może pomóc postaci w ewoluowaniu, a wręcz przeciwnie. Ostatnie strony komiksu są kompletnym zaprzeczeniem Steve’a Rogersa. Z przykrością stwierdzam, iż jeśli zdecyduję się dalej czytać tę serię, to tylko z nadzieją, że jednak jest to jakiś żart. Niesmaczny, ale żart.


Autor okładki: Jesus Saiz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz