24 sty 2017

"Kłopoty? Ja?" – "Sons of Anarchy", tom 1-6, recenzja

tekst zawiera spoilery

Producenci uniwersów, które najzwyczajniej w świecie 'zażrą', nie kończą na jednym medium. Jeden świat może zostać pokazany równocześnie jako serial, film, książka i komiks. Pozwala to na relacjonowanie tej samej fabuły z innych perspektyw, a czasem na opowiedzenie czegoś, czego w pierwotnym środku przekazu nie można było umieścić. Tak stało się z tworem Kurta Suttera, serialem Sons of Anarchy (SunshineA pisała o tym o tutaj). Mimo, że emisja historii na antenie FOX zakończyła się w 2014 roku, nie oznaczało to końca przygód motocyklistów.


Akcje tych sześciu tomików można umiejscowić w piątym sezonie serii i w przeciwieństwie do telewizyjnej narracji, skupia się na postaci drugoplanowej. Pierwsze skrzypce gra tutaj Tig Trager, który zmaga się z żałobą po stracie córki, Dawn. Jeśli ktoś przypomina sobie jak śmierć tej dziewczyny wyglądała, to... brrr! Ciarki przechodzą po plecach. W każdym razie, żeby poradzić sobie z goryczą, Tig odreagowuje w znany sobie sposób - alkohol i bijatyki.

Pewnego wieczoru w siedzibie SAMCRO zjawia się młoda dziewczyna, w nietuzinkowy sposób powitana przez Gemmę. Okazuje się, że owa kobieta to córka Hermana Kozika, członka klubu, który zginął jakiś czas temu. Dziewczyna - Kendra Kozik - wpadła w tarapaty, bo zobaczyła coś, czego nie powinna. Będąc świadomą swojej sytuacji postanawia wrócić w rodzinne strony.


Nasz bohater chce jej pomóc, ale ostateczna decyzja należy do przewodniczącego klubu, Jaxa Tellera. Początkowo Synowie mieli zaczekać z głosowaniem w tej sprawie do rana, jednak w nocy spotyka ich niemiła niespodzianka. Do klubu wdzierają się Ghost Brothers, bracia bliźniacy, którzy zostali wysłani tam z zamiarem zlikwidowania Kendry. Mimo że oprawców jest tylko dwóch, a w klubie oprócz Tiga jest jeden Prospect (osoba starająca się o bycie pełnoprawnym członkiem klubu), na miejsce dociera też Happy i Chibs, nie tak łatwo odeprzeć atak zabójców. Ostatecznie nocna szarpanina kończy się na sprzątaniu łusek z asfaltu i złamanym nosie. Nazajutrz Tig w eskorcie Chibsa i Happy'ego rusza odstawić Kendrę bezpiecznie do Tacomy, a Jax z resztą ferajny próbuje dowiedzieć się, kto tak właściwie napuścił na dziewczynę zbirów.


Całość rozgrywającej się akcji, za którą odpowiada Christopher Golden, świetnie się zazębia. Każdy panel jest solidnie przemyślany i zakończony w taki sposób, by trzymać czytelnika w napięciu. Osobiście uważam, że wątki rozłożone są w świetny sposób, nie ma niczego za dużo, ani za mało. Oczywiście głównym motywem jest ratowanie dziewczyny, ale intryga związana z jej oprawcami, czy dociekaniami Tellera wobec ich zleceniodawcy jest równie ciekawa.

Bardzo podobały mi się retrospekcje, głównie pokazujące relacje między Tigiem a Kozikiem (ale nie tylko). W ogóle Trager jest tu przedstawiony od nieco innej strony, tej bardziej ludzkiej można by rzec. W serialu był freakiem, rzucającym fikuśnymi odniesieniami do seksu i mającym dziwne fobie. Tutaj z kolei, poza byciem jednym z SoA, jest ojcem, który nie mógł pomóc własnej córce, dlatego za wszelką cenę musi obronić dziecko przyjaciela, który przed laty uratował mu życie.


Oprawą graficzną zajął się Damian Couceiro (kreska) i Stephen Downer (kolory), którzy jak dla mnie spisali się na medal. Bohaterowie pod względem wizualnym są niesamowicie dopracowani. Dużą uwagę zwróciłam na ich twarze, gdzie poprzez mimikę, emocje oddane są w cudowny sposób. Nie wiem dlaczego, ale w komiksach zawsze śmieszyły mnie onomatopeje, które zazwyczaj na mnie nie działały jakoś szczególnie, ale tutaj zdały egzamin na piątkę. Dla osób, które znają serial dodatkowym plusem będzie podobieństwo postaci z kart do aktorów, którzy odgrywali dane role na szklanym ekranie.

Barwy, których użyto do zwieńczenia fabuły są, jak dla mnie, może nie tyle przesłodzone, co zbyt wyraziste. Świat, do którego przyzwyczaiłam się przez siedem sezonów serialu był brudny, przepełniony krwią i śmiercią, z wylewającym się jadem i mnóstwem intryg. To co widzę tutaj nie jest takie samo, ale nie mogę powiedzieć, że klimat jest kompletnie inny, czy zły. To nadal świat Synów Anarchii.

Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to okładka drugiego numeru. Porównując ich stylistykę, pozostałe pięć jest do siebie podobne, a ta jedna... Albo to jakaś zagrywka ze strony twórców, albo coś poszło nie tak.


Historię poleciłabym z pewnością fanom serialu, nie zawiodą się. Gołym okiem da się zauważyć odniesienia do telewizyjnego show. Te z kolei mogą przeszkadzać tym, którzy serii nie widzieli. Nie ma się co jednak negatywnie nastawiać – nie znając wydarzeń z ekranu, można wciągnąć się w rysunkową opowieść. Strony szybko się wertuje, akcja z werwą nabiera tempa i zanim się obejrzymy, całe 6 tomów za nami.



Autorka recenzji: ChemicalHouse

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz