3 sty 2017

Coś się kończy, coś się zaczyna. "Deadpool: Back in Black" #4-5 (2016)

Wszystko kiedyś musi się skończyć. Deadpool: Back in Black nie jest wyjątkiem. Wraz z piątym numerem nadszedł kres tej serii. Dostaliśmy napakowane akcją dwa ostatnie numery i tu aż pcha się na usta (palce) pytanie: czy jest ono co najmniej zadowalające? To właśnie sprawdziłam.

Wykonanie: Salvador Espin & Ruth Redmond

Na finiszu zeszytu z numerem trzy widzimy, jak naszego bohatera na celownik bierze kolejny wróg Spider-Mana Kraven The Hunter. W czwórce jesteśmy już świadkami walki pomiędzy Deadpoolem a Myśliwym, którego celem jest... no, upolowanie Pajęczaka. Wilson próbuje mu wytłumaczyć, że ten złapał nie tego kolesia, jednak kiedy wspomina Parkera i mówi o nim w superlatywach, symbiot wpada w szał. Przejmuje nad swoim nosicielem kontrolę, nawet ze sobą rozmawiają. To wszystko w połączeniu z zatrutymi strzałkami Kravena sprawia, że Wade traktuje to jako zwykły sen.

W tym samym czasie, w innej części miasta, Killer Thrill łapie Spider-Mana z jedną intencją – torturowania go, aby ściągnąć do siebie Venoma. Można się domyślić, iż podstęp się udaje, symbiot (wraz z Wilsonem, oczywiście) pojawia się, ale żeby zniszczyć tego, który go odrzucił i pozostawił na pastwę losu. Zdradzę Wam tylko, że w komiksie pojawia się jeszcze jeden z nosicieli Venoma, którego zna chyba większość fanów tego obcego.

Wykonanie: Salvador Espin & Ruth Redmond

Cullen Bunn ponownie pokazał, jak dobrze rozumie postać Wade'a Wilsona. Do tego potrafi napisać całkiem ciekawy scenariusz i rozłożyć go na pięć lekkich, przyjemnie czytających się zeszytów. Akcja, jak przystało na komiksy z lat 80-tych, najbardziej wartka jest na środkowych stronach. Do tego zgrabnie wplecione krótkie przygody w każdym numerze, które nie miały wiele wspólnego z głównym wątkiem (a przynajmniej kilka z nich) i mamy bardzo ciekawie wykonany i napisany mały hołd komiksom sprzed ponad trzech dekad.

Nie będę się rozpisywać zbytnio o oprawie graficznej; to zrobiłam w dwóch poprzednich recenzjach. Muszę jednak dodać, że Venom w kreskówkowym stylu Salvadora Espina w połączeniu z kolorami Ruth Redmond dają dosyć nietuzinkową, zabawną i straszliwą jednocześnie, wersję symbiota. Podobał mi się również sposób, w jaki został on pokazany – zranionego obcego, który nie do końca jeszcze wie, jak poradzić sobie z nowymi dla niego uczuciami.

Wykonanie: Salvador Espin & Ruth Redmond

Minusem komiksu może być miejscami zbyt duża ilość dialogów. Pewnie pomyślcie, że to bez sensu, bo przecież Deadpoolowi nigdy nie zamyka się jadaczka. Czasami jednak miałam wrażenie, że były one lekko przedobrzone. Bez kilku zdań mniej, cała historia nie straciła by sensu, a Wilson dalej pozostał by Najemnikiem z Niewyparzoną Gębą,  tak czy siak.

Muszę również poświęcić kilka słów zakończeniu, którego postaram się Wam nie zdradzać. Jest to jeden z wielu plusów tej historii. To, w jaki sposób Bunn postanowił zamknąć całą serię nie pozostawia miejsca na wyobraźnię, nie pozostawia miejsca na przemyślenia. Jest to jednak jeden z tych przypadków, gdzie to jest kompletnie niepotrzebne.

Wykonanie: Salvador Espin & Ruth Redmond

Back in Black jest tylko dodatkiem do i tak już sporej historii postaci, jaką jest Venom, i doskonale się w tym sprawdza. Do tego otrzymujemy to, czego można się było spodziewać – dużo żartów, sporo absurdu i całkiem niemałą ilość krwi rozbryzgiwanej na kartach serii. Pozostaje nam tylko pomyśleć nad jednym, teraz kiedy znamy już cały origin symbiota na ziemi: czego dokładnie nauczył się i co przejął od Deadpoola?


Okładki #4-5: Salvador Espin & Guru-eFX

1 komentarz:

  1. Strasznie mnie urzekły 2 ostatnie okładki. Hołd Ostatnim Łowom Kravena + ta czcionka. Jak z filmu science-fiction lat 80'.

    OdpowiedzUsuń