17 lut 2017

Epoka pięknych morderstw. "Belle Epoque", odcinek 1 - recenzja

Marketingowa otoczka nowego serialu Belle Epoque była świetnie przemyślana. Tu grafika, tu materiał zza kulis, nowy opis postaci na oficjalnej stronie, zmiana logo w dniu emisji. Przyznaję się – większość z tych rzeczy mnie urzekła i nie mogłam wysiedzieć spokojnie do czasu premiery. A gdy wreszcie włączyłam TVN i zaczęłam oglądać… odrobina ekscytacji gdzieś uleciała.




Serial rozpoczyna się retrospekcją w domu Morawieckich. Jan Edigey-Korycki (Paweł Małaszyński) i Lucjan Morawiecki stają do pojedynku. Kula sięga tego drugiego i nie udaje mu się przeżyć. O co walczyli – nie wiadomo. Czy na pewno Jan zabił – nie wiadomo. Wiemy tylko, że Konstancja Morawiecka (Magdalena Cielecka) wykrzykuje Janowi, że nie chce go już nigdy więcej widzieć. Z tym zostawia nas ten krótki flashback, a twórcy wyraźnie dają do zrozumienia, że sezon będzie opierał się na pytaniu ‘co tak naprawdę się wtedy stało i dlaczego’.



Korycki po latach spędzonych na morzu, powraca do Krakowa, bynajmniej nie z tęsknoty. Dowiedział się, że jego matka została brutalnie zamordowana i chce ją pożegnać. Spotyka się ze swoimi przyjaciółmi, rodzeństwem Skarżyńskich – Henrykiem i Weroniką (w tych rolach Eryk Lubos i Anna Próchniak), w końcu dawno się nie widzieli. Henryk chwali się swoim laboratorium, z którego jest niesamowicie dumny.

Podczas tej wizyty do patomorfologa przyniesiona zostaje wyłowiona ze stawu głowa (tak, tylko głowa). Z jej ust zostaje wyciągnięty liść palmy, który jest kluczowym elementem śledztwa. Główny bohater wpada na trop, dzięki któremu szybko i sprytnie udaje się powiązać obecną śmierć z kilkoma innymi, łącznie z zabójstwem jego matki. Pewny siebie udaje się na posterunek, chcąc pomóc komisarzowi carskiej policji, Ferdynandowi Jelinkowi (Olaf Lubaszenko) w doprowadzeniu sprawy do końca i ujęciu sprawcy. 


Sam Jan to trochę typ spod ciemnej gwiazdy, ubrany w zdarty płaszcz i kapelusz; wydaje się, że najpierw wali w mordę, a później zdaje pytania. Okazuje się jednak, że jest miłym mężczyzną z dobrego domu. Oglądając dowiadujemy się, że najprawdopodobniej cały Kraków wie o incydencie sprzed lat, ale temat jest nieco zakazany. Nawet relacja, jaka łączyła Jana z Konstancją nie jest – jeszcze – wyciągana na światło dzienne. Nietrudno się domyślić, że byli w sobie zakochani. Przez cały odcinek para na siebie nie wpada, aż do ostatniej sceny, gdzie Jan zauważa swoją dawną (?) ukochaną, jak ta wsiada do dorożki. Oj, będzie romans; oj, będzie gorąco.


Gołym okiem widać, że TVN zainwestował spore pieniądze w ten serial. Kostiumy są anielskie i zjawiskowe, ciężko było mi oderwać od nich oczu. Nawet sama Magdalena Cielecka przyznała, że podczas przymiarek miała ochotę zabrać ubrania ze sobą. Sama złapałam się na tym, że westchnęłam kilka razy nad wzorem kamizelki, którą nosił Małaszyński. Z całego serca gratuluję Małgorzacie Zacharskiej (kostiumolog), bo praca, jaką włożyła w dobranie strojów jest kapitalna; ciężko znaleźć epitet, który określiłby jej geniusz. Chapeu bas, pani Małgorzato!

Plenery wręcz urzekają od samego początku. Park, las, wnętrze baru, kasyno – wszystko jest czarujące. Ale jest coś, co mi w nich przeszkadzało. Zdjęcia, choć solidnie przemyślane, są za jasne, zbyt perfekcyjne. Nawet panie lekkich obyczajów wyglądają nienagannie, niczym pierwszorzędne arystokratki. Przeszkadza to w odbiorze, bo choć same kostiumy, jak mówiłam, są wspaniałe, to nie zawsze nadają autentyczności postaciom. Zwłaszcza, gdy cała przestrzeń serialu to istne Bizancjum piękna.


Jeśli chodzi o grę aktorską – nie mam zastrzeżeń. Co prawda dość sceptycznie podeszłam do wiadomości, że Paweł Małaszyński będzie grał główną rolę. Nie zrozumcie mnie źle, nie mówię, że jest złym aktorem. Po prostu znaczna część produkcji z jego udziałem nie przypadła mi do gustu, niekoniecznie z jego powodu. W ramach Belle Epoque wypada naprawdę dobrze, choć mam wrażenie, że momentami sam siebie hamował w ukazywaniu emocji.

Spodobał mi się Eryk Lubos, który wbił się w rolę fantastycznie, a i z wąsami jest mu całkiem do twarzy. To samo mogę powiedzieć o jego serialowej siostrze, Ani Próchniak. Młoda, tuż po studiach, zafascynowana nauką. Będzie to chyba moja ulubiona kobieca postać. Miłym zaskoczeniem jest Olaf Lubaszenko, wraz z którym na ekranie pojawiło się trochę humoru. Jako komisarz policji sprawdza się rewelacyjnie.


Każdy odcinek Belle Epoque będzie stanowić jedną historię kryminalną. To miła odmiana od produkcji, które rozciągają śledztwo na kilkanaście odcinków. Z drugiej strony na koniec epizodu dostaniemy na tacy odpowiedź, więc widz nie musi nadzwyczajnie się wysilać.

Osobiście po wszystkich materiałach promocyjnych spodziewałam się czegoś innego. Nie mogę powiedzieć, że serial jest zły, bo z pewnością dostarczył mi sporo rozrywki, pomimo zawrotnego tempa. Abstrahując od moich widzi-mi-się, poleciłabym Wam ten serial, przede wszystkim dlatego, że to nasza rodzima produkcja i warto ją wspierać. Nawet krytyką, byle konstruktywną. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz