15 paź 2016

Powrót w czerni, czyli recenzja "Deadpool: Back in Black" #1 (2016)

Deadpoola i Venoma nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Ulubieńcy fanów, którzy na przestrzeni lat, doczekali się kilku swoich solowych serii, tym razem spotykają się w duecie – Deadpool: Back in Black. Od tej dwójki można oczekiwać zarówno kłopotów, jak i zabawy. Próbkę ich przygód, głównie problemów, dostaliśmy w pierwszym numerze serii, który ukazał się na amerykańskim rynku tydzień temu.

O czym jest Deadpool: Back in Black?

Wykonanie: Salvador Espin

Podobno zanim Venom trafił na Spider-Mana miał on krótki epizodzik z Wadem Wilsonem. Tak, dobrze przeczytaliście. Pierwsza osobą, która miała kontakt z symbiontem, nie był Parker. Jak to możliwe, spytacie? Okazuje się, że kiedy w latach 80. Deadpool wylądował w innym wymiarze, miał on kontakt z Venomem (który wtedy jeszcze nie miał imienia) myśląc, iż jest to jakiś nowoczesny czarny strój specjalnie dla niego. Wyczuł jednak, że jest z nim coś nie tak i wycofał się, zanim Klyntar przejął nad nim kontrolę.

Pierwszy numer komiksu zaczyna się w kościele, gdzie Peter przy pomocy głośnego dzwonu pozbywa się symbionta. Parker jest gotów umrzeć, aby obcy nie przejął nad nim znowu kontroli. Jednak Peter nie wie o tym, że Venom nabył lekko wypaczoną zdolność odczuwania ludzkich uczuć. Ratuje on Parkera, prawie przypłacając to własnym życiem, po czym pozostaje w kościele, gdzie nabiera sił - jednak spokój Venoma nie trwa długo; poszukując go, na Ziemię dociera inna rasa obcych, którzy lubują się w sianiu spustoszenia. Wtedy Venom ucieka, a jego instynkt prowadzi go prosto do Najemnika z Niewyparzoną Gębą.

Wykonanie: Salvador Espin

Oprócz Wilsona i znanego nam wszystkim Klynatra, w numerze pojawia się również Machine Man, który w tym zeszycie wraz z Deadpoolem tworzy duet podczas wykonywania misji. Nie licząc Parkera, sam Venom styka się również ze sprzątaczem w kościele, któremu ratuje życie podczas ataku wyżej już wspomnianych obcych na świątynię.

I tu zaczyna być ciekawie, bo w pogoń za symbiontem rusza Killer Thrill wraz z dwoma swoimi pomagierami: Guzzem i Coldwarem. Jaka to rasa obcych?  Tego nie wiadomo. Killer Thrill jest znana z solowej serii Drax, gdzie walczyła przeciwko zielonemu Strażnikowi. Kim jest? Łowczynią głów i kosmiczną piratką. Czego chce od Venoma? Tego dowiemy się zapewne w następnych numerach.

Wykonanie: Salvador Espin

Scenariusz do serii spisał Cullen Bunn, który ma całkiem duże doświadczenie w pisaniu przygód Wade'a Wilsona. Odpowiada on również za wspomnianą już serię Drax, Uncanny X-Men czy Civil War II: X-Men. Nie mam wątpliwości, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Urzekł mnie sposób, w jaki podszedł on do tej serii. Bunn wrócił do „starego” stylu – w prawie każdym panelu tłumaczy nam za pomocą postaci, lub po prostu okienek narratora, co się dzieje. Spotkałam się z tym po raz pierwszy podczas czytania Tales of Suspense, gdzie mnie to rozśmieszyło, ale i urzekło. Odczułam więc pewnego rodzaju sentyment, kiedy zobaczyłam powrót do tego stylu w 2016 roku.

Za kreskę i kolory odpowiada z kolei Salvador Espin, który zajął się również główną okładką pierwszego numeru. Nie mam się do czego przyczepić. Kreska Salvy bardzo mi się podoba, bez względu na to, jaki komiks wykonany przez niego wpada mi w ręce. I tym razem nie ma wyjątku. Do tego dochodzą żywe kolory, szczególnie przy przedstawieniu Killer Thrill i reszty jej ekipy. Strona wizualna jest równie dobra co scenariusz.

Wykonanie: Salvador Espin

Nie ma co zwlekać, lećcie czytać komiks, bo jest to kolejna gratka, nie tylko dla fanów Deadpoola i Venoma, ale i dla wszystkich lubiących dobrą zabawę i niebanalne historie. Powrót do lat 80. można zaliczyć do udanych, a Deadpool: Back in Black trafia na moją listę komiksów, które trzeba śledzić. Na Waszą też powinien.


Autor okładki: Salvador Espin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz