1 lis 2016

Doktor Dziwago czy Strange? Ważne, że doktor, czyli recenzja "Doctor Strange" (2016)

Dwudziestego szóstego października w kinach w całej Polsce miała premierę kolejna produkcja Kinowego Uniwersum Marvela Doctor Strange. Jak na fankę przystało, kiedy tylko nadarzyła się okazja, udałam się do kina obejrzeć ekranowe początki kolejnego komiksowego bohatera. Po miesiącach promocji, kilku zwiastunach, niezliczonej liczby kadrów i zdjęć zza kulis oraz sporej ilości spotów telewizyjnych można było się spodziewać kolejnego hitu. Czy na pewno to właśnie dostaliśmy?


Stephen Strange jest jedną z najbardziej ciekawych postaci w Komiksowym Uniwersum Marvela. Ukończył studia medyczne, okazał się być jednym z najbardziej utalentowanych neurochirurgów, jednak wraz z rosnącą sławą rosła jego arogancja. I to jest właśnie moment w którym poznajemy jego kinowy odpowiednik. Strange (Benedict Cumberbatch) wykonuje swoje operacje na luzie, słuchając muzyki. Wybiera sobie przypadki, którymi będzie zajmował, a jego kryterium to schorzenia ciężkie, ale wyleczalne. Wszystko, żeby nie mieć na swoim koncie ani jednego zgonu.

U szczycie kariery Stephen powoduje wypadek samochodowy. W filmie widzimy, jak do niego dochodzi i po dosyć efektownej scenie, w której samochód obraca się w powietrzu czy uderza o ziemię, fakt, że nasz bohater przeżył jest niemal niewiarygodny. W trakcie wypadku widzimy, jak zostają uszkodzone jego dłonie, czyli narzędzia pracy chirurga.


Po wielu zabiegach, które nie przynoszą pożądanych skutków, Stephen spotyka się z człowiekiem, któremu udało się stanąć na nogi po wypadku, z którego wyszedł prawie całkowicie sparaliżowany. Człowiek ten zdradza mu lokalizację miejsca, w którym został uzdrowiony, Kamar-Taj. Takim sposobem nasz bohater ląduje w Nepalu, gdzie z pomocą Mordo (Chiwetel Ejiofor) dociera do Ancient One (Tilda Swinton).

Głównym antagonistą produkcji jest Kaecilius (Mads Mikkelsen). W pierwszej scenie filmu jesteśmy świadkami ataku na bibliotekę Kamar-Taj, podczas którego zabija on powiernika zbiorów i z jednej z ksiąg wyrywa stronice opisujące bardzo niebezpieczne zaklęcie. Ancient One próbuje go zatrzymać, jednak można się domyślić, że się jej nie udaje. Cała scena napakowana jest miejscami zapierającymi dech w piersiach efektami specjalnymi.


Właśnie dzięki efektom dostaliśmy film pełen obrazów, które mogą nam przywodzić na myśl sceny z Incepcji Christophera Nolana. Chodzi mi tutaj przede wszystkim o sceny walk na ulicach m. in. Nowego Jorku. Wyginanie alej wraz z budynkami. Samochody, które przejeżdżają przez ostre krawędzie ulicy powyginanej w kształt kwadratu. Budynki zmieniające kształt i układ cegieł czy okien. Gołym okiem widać, że specjaliści od efektów mieli sporo pracy, ale nie przeszkodziło im to w dobrym wykonaniu. Można się przyczepić, że może za dużo tych efektów, jednak czy z mniejszą ich ilością film byłby dokładnym odzwierciedleniem magii przedstawionej w komiksach?

Jednym z minusów filmu jest niestety nie zwracanie uwagi na detale. Jakie, możecie spytać, ale już spieszę z odpowiedzią. Wystarczy przyjrzeć się scenom w szpitalu; nie tym pierwszym, ale kolejnym, już po powrocie Stephena z Kamar-Taj. Powiedzcie mi, który chirurg podczas zabiegu nie używa przynajmniej rękawiczek i maski ochronnej podczas operacji, kiedy znajduje się na sali zabiegowej? Niby nic, ale jednak zwraca to uwagę widza.


Wszyscy mieli wątpliwości, czy Cumberbatch jest odpowiednią osobą do roli słynnego komiksowego czarownika. Przyznaję, że moja pierwsza reakcja była dosyć mieszana. Wiedziałam jednak, że Benek jest dobrym aktorem i da sobie radę. Swoim występem pokazał, że wszyscy mający wątpliwości co do jego angażu jako słynny Doktor Strange, się mylili. Nie licząc kilku momentów, które pewnie miały być śmieszne, tylko szkoda, że tu zawiodło trochę wyczucie scenarzysty.

Mads Mikkelsen również pokazał klasę, do tego przekonując mnie, że pasuje on do roli złoczyńców. Jego akcent, tonacje, może nawet postawa były zupełnie inne niż te, które znam z serialu Hannibal, gdzie grał rolę tytułową. Co do Tildy Swinton z kolei… Kontrowersje kontrowersjami, rozumiem oburzenie co poniektórych, jednak w tym wypadku decyzja obsadzenia właśnie jej w roli Ancient One była dobrą. Plus, to jak przedstawiła ona postać, która bała się zostawić świat bez opieki, czy najzwyczajniej bała się śmierci… należą się jej wyrazy uznania, bez wątpienia.



Doctor Strange to film, który został stworzony, aby zapoznać nas z kolejnym super-bohaterem w Kinowym Uniwersum Marvela. Według mnie, przedstawienie to wyszło bardzo dobrze. Chociaż muszę przyznać, że pewnego momentu akcja rozgrywała się trochę zbyt szybko. Pomimo tego, film wydaje się być nad wyraz dobrym dodatkiem w MCU, a na pewno jedynym w swoim rodzaju wśród nadal rosnącej listy. 



Data premiery: Polska - 26.10.2016, świat - 20.10.2016
Reżyseria: Scott Derrickson
Scenariusz: Jon Spaihts, Scott Derrickson
Obsada: Benedict Cumberbatch, Tilda Swinton, Chiwetel Ejiofor, Mads Mikkelsen, Rachel McAdams, Benedict Wong 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz