29 gru 2016

Super-bohaterska ciąża, złoczyńcy i II Wojna Domowa. "Spider-Woman" #1-12 (2016)

Pająki wywołują u nas różne odczucia – jedni się ich boją, drudzy lubią lub są wręcz nimi zafascynowani. Pająki odgrywają całkiem sporą rolę, jak na zwierzaki, w Uniwersum Marvela. Mają one związek nie tylko z Peterem Parkerem, ale z kilkoma innym super-herosami. Jednym z tych herosów jest Jessica Drew, bardziej znana jako Spider-Woman. Jej najnowsza solowa seria liczy sobie już dwanaście numerów, a przed nami jeszcze przynajmniej jeden. Nie ma więc na co czekać!

Okładka #1: Javier Rodriguez + Alvaro Lopez
Okładka #2: Javier Rodriguez

Pierwsze pięć numerów Spider-Woman opowiada o nowej roli, która przypadła Jessice – bycie matką. Super-heroina będąc w ciąży odsuwa się od walczenia ze złem właśnie ze względu na dziecko. Wraz z Benem Urichem, reporterem Daily Bugle, szkoli nowego, może nie super, ale na pewno bohatera, Rogera Gockinga aka Porcupine (pol. Jeżozwierz), aby ten zajął się obroną miasta, kiedy ona odejdzie na macierzyński. Tuż przed podaną przez ziemskich lekarzy datą porodu, Jessica z nudów udaje się do kosmicznego szpitala, który polecała jej przyjaciółka, Carol Danvers. Wszystko idzie jak po maśle, dopóki Skrulle nie przejmują kontroli nad jednostką…

Zeszyty z numerami 6 i 7 są częścią małego eventu Spider-Women. Wraz z Silk Jessica zostaje uwięziona w świecie Spider-Gwen (Earth-65). Okazuje się, że obie pajęcze heroiny z Earth-616 mają swoich złych odpowiedników w świecie Gwen. Odpowiednik Jessici, którym okazuje się być mężczyzna o imieniu Jesse, kradnie zegarek, dzięki któremu dziewczyny mogłyby wrócić do swojego świata. Jednak to dopiero początek ich problemów.

Okładka #3 + #4: Javier Rodriguez

Kiedy nasza bohaterka stara się pogodzić niebezpieczne życie super-heroiny z byciem matką po przygodzie w Earth-65, Carol pojawia się ponownie z zaskakującymi wieściami. To właśnie od niej Jessica dowiaduje się o Ulyssesie i pomimo tego, że decyduje się pomóc swojej przyjaciółce w ustaleniu, czy wszystkie jego wizje są prawdziwe, Spider-Woman nie staje po stronie Captain Marvel. Sytuację pogarsza śmierć jednego z jej przyjaciół z rąk innego przyjaciela – co spowodowane było właśnie wizją młodego Inhumana.

Przez dwanaście numerów przewija nam się sporo postaci. Mamy nie tylko główną bohaterkę wraz z jej synem, Gerrym, ale również dwójkę już wspomnianych przyjaciół. Urich i Gocking odciągali Jess od walki, kiedy ta już wiedziała, że jest w ciąży, ale dalej chciała walczyć z kryminalistami. Ponadto, Gocking jest zreformowanym złoczyńcą i pod wodzą pozostałej dwójki powoli staje się tym dobrym. Nie jest nam dane poznać ojca dziecka panny Drew, ale mogę zdradzić, że dowiadujemy się co nieco na temat ojcostwa w jednym z pierwszych numerów.

Okładka #5: Javier Rodriguez
Okładka #6: Yasmine Putri

Bardzo podoba mi się sposób przedstawienia życia Jessici w trakcie ciąży i po narodzeniu małego Gerry’ego. Można się domyślić, że nie zobaczymy na panelach samych superlatywów. Co więcej, nasze podejście do tematu ciąży u super-heroiny mogło wyglądać tak: „walczyła z tyloma złymi kolesiami, więc ciąża to dla niej zapewne pikuś!”. Ciąża może i tak, ale wychowanie dziecka okazuje się być dla Jessici zadaniem trudnym, ale jednak nie niewykonalnym. Tu muszę pogratulować scenarzyście.

Właśnie. Za scenariusz wszystkich dwunastu numerów odpowiada Dennis Hopeless. Jak już wspomniałam wyżej, odwalił on kawałek dobrej roboty przy opisywaniu macierzyńskich doświadczeń głównej bohaterki. Nie zawiódł również przy pierwszoosobowej narracji i dialogach z innymi występującymi postaciami. Komiksy czytało mi się bardzo lekko, pomimo ważnych tematów, które były wspominane na stronach. Kolejny plus dla scenarzysty za dynamikę pomiędzy Jessicą a Carol. Widać było, że są one sobie bardzo bliskie i zbudowały między sobą zaufanie, które później zostaje wystawione próbę.

Okładka #7: Yasmine Putri
Okładka #8: Javier Rodriguez

Strona artystyczna komiksu wyszła spod ołówka i kredek Javiera Rodrigueza oraz tuszu Alvaro Lopeza, z wyłączeniem dwóch numerów, które wchodzą w skład eventu Spider-Women. Na początku trudno mi się było przekonać do kreski pana Rodrigueza. Twarze postaci wyglądały miejscami przekomicznie, niczym karykatury lub rysunki wykonane przez kogoś niewprawionego w boju. Przeczytanie dziesięciu numerów ma jednak to do siebie, że prędzej czy później przyzwyczaiłam się do stylu Rodrigueza i przestało mi to przeszkadzać.

Nie mogłam się za to nacieszyć widokiem kreski Joelle Jones i kolorów Rachelle Rosenberg, które współpracowały przy zeszytach #6 i #7. Duet ten jest mi już znany z serii Mockingbird i muszę przyznać, że tę krótką przerwę od rysunków stałego artysty Spider-Woman przywitałam z uśmiechem. Rosenberg jak zwykle nie zawiodła z doborem palet kolorów do każdej ze scen, a kreska Jones jest tak samo miła dla oka, co kreska naszej rodaczki, Kasi Niemczyk. Po raz kolejny przekonałam się, że żeńska część artystycznego departamentu Marvela wie najlepiej, jak przedstawiać super-heroiny.

Okładka #9 + #10: Javier Rodriguez

Kończąc, mogę dodać tylko tyle, że nie spodziewałam się, aby któryś z Pajęczaków tak mnie zaintrygował. Nie jestem wielką fanką ani Spider-Mana, ani Spider-Gwen, czy jeszcze innego bohatera związanego z pająkami, ale ta seria o Jessice Drew sprawiła, że chcę się bardziej zagłębić w jej poprzednie komiksy, tak samo, jak w te przyszłe. Nie ma więc co czekać, tylko nadrabiać zaległości (albo zacząć czytać!), bo matczyno-super-bohaterskie przygody Spider-Woman dopiero się zaczynają.

Okładka #11 + #12: Javier Rodriguez

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz